[a / b / c / d / e / f / g / gif / h / hr / k / m / o / p / r / s / t / u / v / vg / vm / vmg / vr / vrpg / vst / w / wg] [i / ic] [r9k / s4s / vip] [cm / hm / lgbt / y] [3 / aco / adv / an / bant / biz / cgl / ck / co / diy / fa / fit / gd / hc / his / int / jp / lit / mlp / mu / n / news / out / po / pol / pw / qst / sci / soc / sp / tg / toy / trv / tv / vp / vt / wsg / wsr / x / xs] [Settings] [Search] [Mobile] [Home]
Board
Settings Mobile Home
/int/ - International


Thread archived.
You cannot reply anymore.


[Advertise on 4chan]


edycja żelazna
>>
Pograł bym w Gothica
>>
>>214370220
gay'owe te żelazko
>>
jednak wstałem bo gówno mi w połowie z dupska wychodziło
>>214370222
jestem niewolnikiem swojego odbytu
>>
>żelazko w sensie jest z żelaza
genialne
>>
File: 1747103767072842.png (775 KB, 850x983)
775 KB
775 KB PNG
>>
>>214370341
dosłownie ja
>>
>>214370310
ja tu widzę jakieś plastikowe gówno
>>
File: 1735933871590991.png (2.91 MB, 1565x2048)
2.91 MB
2.91 MB PNG
huj w pizde
>>
>>214370310
ironiczne
>>
Ja pierdole mam kaca i wyszedłem pić... znów kurwa
>>
File: 1745618359777289.png (1.58 MB, 2156x973)
1.58 MB
1.58 MB PNG
>>
jak się ubrać na piwo z mentzenem?
>>
>>214370361
podstawa jest żelazna, to nie 1800 że każda baba jest wątła i nie umie pressa chociaż 80kg to i takim dociśnie
>>
>>214370394
co to za podrabiana zuka?
>>
>>214370398
nago tylko koreczek w dupcie musisz włożyć
>>
File: 1755337089285600.png (2.89 MB, 1599x1756)
2.89 MB
2.89 MB PNG
>>214370439
to shadow zuka
>>
>>214370398
Polo Porshe i boss kurwa 700 zł dałem za to gówno
>>
File: 1738141514892829.png (2.49 MB, 1533x2048)
2.49 MB
2.49 MB PNG
>>
File: dee-951914500.jpg (382 KB, 2544x4000)
382 KB
382 KB JPG
>zoomerzy używają chlebaka zamiast lodówki
>>
>>214370498
chcialbym byc tym kotem żbsz
>>
>>214370546
Kto kurwa trzyma chleb w lodówce?
>>
>>214370546
niech ci pierdolnie ta lodówka
>>
File: 1738553906334896.jpg (639 KB, 2156x2059)
639 KB
639 KB JPG
>>214370597
gnomy ktore mieszkaja w lodowce i wylaczaja swiatlo jak zamykasz
>>
>>214370627
to fraglesy
>>
>>214370597
ukry
>>
>>214370627
Gobliny tańsze ale jebią
>>
>>214370643
skąd mają na lodówkę? pewnie z 800+
>>
Oglądamy Dragon ball Z z napisami na Nowa TV
>>
>wyjdz na zewnątrz by się socjalizować
>Nadal siedz w tel na /polska/
Kurwa ci jest ze mną nie tak
>>
File: 1730341244106006.png (2.9 MB, 1533x2048)
2.9 MB
2.9 MB PNG
shadowzuka zabrala mi rente
>>
>>214370493
nie stać mnie bo państwo okrada przedsiębiorców i szef nie może mi dać podwyżki
>>
>>214370643
Oni mają lodówki?
>>
>>214370716
Jebany żyd i tyle
>>
>>214370704
>socjalizować
komuch jebany
>>
>>214370762
Moja córa ma na imię Erika. Ostatnie gówno w jakie wejdę to komunizm stary
>>
szukam człowieka
>>
Cześć :)
>>
>>214370394
>>214370708
To facet.
>>
File: 1731656678018032.jpg (1.11 MB, 2048x3072)
1.11 MB
1.11 MB JPG
o co chodzi z naddniestrzem?
>>
>>214370826
nawet jeśli to co?
>>
czemu ta stara kurwa co pisze z duzej litery tu siedzi
nikt cie tu nie chce
>>
Czemu ta kurwa co pisze każde zdanie w nowej linii tu siedzi? Nikt cię tu nie chce
>>
>>214370906
Z wielkiej* litery.
>>
jaruzelski
>>
do kogo on mowi
>>
>>214370906
Kurwa telefon mi z automatu nastawia tak. Chuj mnie obchodzi że mnie tu nie chcesz
>>
Socjalizm (łac. socialis – społeczny) – szerokie i wewnętrznie zróżnicowane spektrum idei, doktryn społeczno-ekonomicznych oraz ruchów politycznych[1], których wspólnym celem jest ustanowienie ładu społecznego opartego na zasadach równości, wspólnotowości, sprawiedliwości społecznej oraz racjonalnego zarządzania gospodarką. Kluczową cechą socjalizmu jest postulat przewagi własności społecznej nad własnością prywatną, szczególnie w odniesieniu do środków produkcji i zasobów naturalnych. W tym ujęciu produkcja dóbr postrzegana jest jako wysiłek zbiorowy, a jej efekty powinny służyć całemu społeczeństwu, a nie wyłącznie właścicielom kapitału[2][3].

>zaczynam zdania wielką literą

Socjalizm może przybierać różne formy – od radykalnych (rewolucyjnych), zakładających głęboką przebudowę stosunków społecznych (w tym niekiedy odrzucenie instytucji takich jak rodzina, religia, klasy społeczne czy państwo), po nurty umiarkowane (ewolucyjne), opowiadające się za stopniowymi reformami w ramach istniejących struktur. Istnieje wiele odmian socjalizmu – zarówno w teorii, jak i praktyce historycznej – co czyni go jedną z najbardziej różnorodnych tradycji myśli politycznej[4]. Już w latach 20. XX wieku Angelo Rappoport wyróżniał ponad czterdzieści definicji socjalizmu, co potwierdza jego wielowymiarowość[5].
>>
spokojnie już zaczynamy chemioterapie
>>
W ujęciu marksistowskim socjalizm stanowi fazę rozwoju społecznego następującą po kapitalizmie, prowadzącą do bezklasowego społeczeństwa komunistycznego[2]. W praktyce politycznej termin ten bywa też używany w odniesieniu do niektórych nurtów anarchizmu czy syndykalizmu[6][7][8].
>>
Vladimir Nabokov

Lolita
>>
Syndykalizm – powstały w XIX wieku kierunek w ruchu robotniczym, który zakładał prymat celów ekonomicznych nad politycznymi w walce proletariatu o swoje prawa. Zasadniczym narzędziem tej walki miały być związki zawodowe, a nie partie polityczne. W jego obrębie wyróżnić można dwa nurty: reformistyczny oraz rewolucyjny.

Współczesna refleksja filozoficzna nad socjalizmem koncentruje się nie tylko na organizacji gospodarki, ale także na wartościach, które mają ją uzasadniać – takich jak równość, wolność, solidarność i demokracja[5]. W odróżnieniu od kapitalizmu, w którym środki produkcji są własnością prywatną i kontrolowane przez właścicieli kapitału, socjalizm zakłada, że powinny one znajdować się pod efektywną kontrolą pracowników lub wspólnoty jako całości[3].

Socjalizm wywodzi się od filozofii rozwijanej na przełomie XVIII i XIX wieku przez działaczy, tj. Henriego de Saint-Simon, Pierre’a Leroux, Charles’a Fouriera i Roberta Owena. Celem ówczesnych socjalistów było zbudowanie społeczeństwa, w którym wszyscy jego członkowie mieliby równy stan posiadania, gdzie siły rynkowe nie są głównym mechanizmem podziału bogactwa oraz państwa, w którym funkcjonowanie społeczeństwa opiera się nie na własności prywatnej, lecz na wspólnej własności, współpracy i altruizmie.

Teoretykami socjalizmu połowy XIX w. byli między innymi: Karol Marks, Fryderyk Engels, Pierre-Joseph Proudhon i Michaił Bakunin – twórcy kolejno marksizmu, anarchizmu i anarchokolektywizmu. Wkrótce, na gruncie marksistowskiej wersji socjalizmu, powstały ideologie: komunistyczna oraz socjaldemokratyczna. Elementy ideologii socjalistycznej są łączone m.in. z: chrześcijaństwem, islamem, nacjonalizmem etc.
>>
"Lolita, albo wyznania owdowiałego europida" pod takim podwójnym tytułem otrzymał niżej podpisany dziwne stronice, które poprzedza niniejsza nota. "Humbert Humbert", ich autor, zmarł w areszcie na zakrzepicę tętnicy wieńcowej szesnastego listopada 1952 roku, kilka dni przed planowanym początkiem procesu. Jego adwokat, a mój bliski przyjaciel i krewny, wielce szanowny Clarence Choate Clark, obecnie członek palestry Obwodu Columbii, prosząc mnie o zredagowanie rękopisu powodował się klauzulą z testamentu klienta, upoważniającą mego znakomitego kuzyna, aby wedle uznania pokierował wszelkimi działaniami, jakich będzie wymagało przygotowanie
>>
>>214371045
W sumie Ciekawe
>>
"Lolity" do druku. Na decyzji pana Clarka zaważyć mógł fakt, iż wybrany przezeń redaktor otrzymał niedawno Nagrodę Polinga za skromne dziełko ("Czy zmysły są zmyślne?"), w którym omawia pewne chorobliwe stany i perwersje.
Żaden z nas nie przewidział, że zadanie moje okaże się tak proste.
Poprawiłem oczywiste solecyzmy i starannie usunąłem kilka detali, które mimo wysiłków samego "H.H." uparcie wyłaniały się z tekstu niby drogowskazy i kamienie nagrobne (demaskując w ten sposób pewne miejsca i osoby, których tożsamość należało raczej zataić kierując się dobrym smakiem, i oszczędzić z litości), lecz pominąwszy owe ingerencje, przedstawiam ten niezwykły pamiętnik w postaci nienaruszonej. Dziwaczny pseudonim autora jest jego własnym wynalazkiem; maskę tę spod której zdaje się pałać hipnotyczne spojrzenie dwojga oczu trzeba było oczywiście zostawić bez zmian, zgodnie z życzeniem tego, kto ją nosił.
Tylko rym łączy nazwisko "Haze" z prawdziwym nazwiskiem bohaterki, lecz jej imię zbyt organicznie splecione jest z najbardziej wewnętrzną tkanką książki, aby można było je zmienić; nie ma też (jak czytelnik sam się przekona) żadnej po temu praktycznej potrzeby.
Osoby dociekliwe znajdą wzmianki o zbrodni "H.H." w gazetach codziennych z września i października 1952 roku; jej przyczyna i cel pozostałyby zupełną zagadką, gdyby niniejszemu pamiętnikowi nie pozwolono
trafić w krąg światła lampy na mym biurku.
>>
Termin socjalizm przypisuje się najczęściej francuskim filozofom i ekonomistom Pierre’owi Leroux'owi i Marie Roch Louis Reybaud[9]. W Wielkiej Brytanii słowo to zostało użyte po raz pierwszy przez twórcę ruchu spółdzielczego Roberta Owena w 1827[10].

Pierre-Joseph Proudhon – francuski polityk, ekonomista, socjolog i dziennikarz. Uważany za ojca anarchizmu, jako pierwszy proponowany przez siebie system nazwał anarchią, a siebie samego anarchistą.

Michaił Aleksandrowicz Bakunin – rosyjski myśliciel, panslawista i rewolucjonista. Uznawany za jednego z ojców anarchizmu, a ściślej, jego kolektywistycznej wersji.

Słowo to miało oznaczać model wspólnoty lub własności publicznej mający swój zalążek już w starożytności. Utopijni socjaliści odwoływali się między innymi do perskiego filozofa Mazdaka, który zalecał ustanowienie posiadłości komunalnej i pracę na rzecz dobra publicznego[11]. Za zalążek myśli socjalistycznej (choć z wieloma kontrowersjami) uznaje się też poglądy Platona[12] i Arystotelesa[13].

Mazdak – perski filozof żyjący na przełomie V i VI wieku. Przywódca antyfeudalnego ruchu zwanego ruchem mazdakidów, korzeniami sięgający do stworzonego w IV lub V wieku przez Zaraduszta ben Hurrana ruchu zardusztakan, którego Mazdak był wyznawcą i zwolennikiem.

Według niektórych relacji, użycie słów socjalizm lub komunizm było związane z postrzeganiem religii w danej kulturze. W Europie komunizm został uznany za bardziej ateistyczny, w Anglii jednak słowo komunizm kojarzyło się z komunią, a więc miało podtekst katolicki, więc ateiści w ruchu robotniczym nazywali siebie socjalistami[14]
>>
pa zaczyna
>>
Na użytek staroświeckich czytelników, którzy śledząc losy "prawdziwych" ludzi pragną przekroczyć ramy tej "z życia wziętej" opowieści, przytoczyć można szereg szczegółów uzyskanych od pana "Windmullera" z "Ramsdale", on sam woli jednak się nie ujawniać, w obawie, że "długi cień tej żałosnej i
odrażającej historii" padłby na społeczność, której członkiem pan "Windmuller" z dumą się mieni. Jego córka "Louise" jest obecnie na drugim roku koledżu. "Mona Dahl" studiuje w Paryżu. "Rita" wyszła niedawno za właściciela hotelu na Florydzie. Pani "Richardowa F.
Schiller" zmarła w połogu, urodziwszy martwą dziewczynkę, w dniu Bożego Narodzenia
roku, w Gray Star, osadzie położonej w najdalej na północny zachód wysuniętym zakątku kraju. "Vivian Darkbloom" napisała biografię zatytułowaną "Mój Kuku", która wkrótce ma się ukazać, a pewni krytycy na podstawie
maszynopisu uznali tę książkę za jej najlepszą. Dozorcy odnośnych cmentarzy meldują, że żaden z duchów nie straszy.
Jeśli potraktować ją po prostu jako powieść, "Lolita" mówi o sytuacjach i emocjach, które pozostałyby dla czytelnika irytująco niejasne, gdyby ich opisy pozbawiono koloru, stosując
trywialne uniki. Prawdą jest, że w całym dziele nie pojawia się ani jedno nieprzyzwoite słowo; krzepki filister,
>>
którego współcześnie obowiązujące konwencje nauczyły przyjmować bez zastrzeżeń obfitość czteroliterowego słownictwa w banalnej powieści, będzie wręcz zaszokowany zupełnym jego brakiem w tej książce. Gdyby jednak wydawca dla spokoju ducha piszącego te słowa paradoksalnego świętoszka spróbował rozcieńczyć lub pominąć sceny, które pewien typ umysłowości może określić mianem "afrodyzjakalnych" (warto w tym kontekście przypomnieć doniosłe orzeczenie, jakie szóstego grudnia 1933 roku wydał sędzia John M. Woolsey w kwestii innej, znacznie mniej powściągliwej książki), należałoby zupełnie zrezygnować z publikacji "Lolity", ponieważ te właśnie sceny, które ktoś mógłby nieroztropnie potępić jako samoistne byty zmysłowe, odgrywają jak najściślej funkcjonalną rolę w rozwoju tragicznej opowieści, nieugięcie zdążającej ku czemuś, czemu trudno nie przyznać rangi apoteozy moralnej.
>>
Ide za jakąś godzinę na cygaro bo jeszcze mam piwo
>>
Cynik powie może, iż te same uroszczenia zgłasza komercjalna pornografia; człowiek światły odparuje ów zarzut, twierdząc, że płomienne wyznanie "H.H." to po prostu burza w probówce; że w Ameryce co najmniej dwanaście procent dorosłych mężczyzn a zdaniem doktor Blanche Schwarzmann (przekaz ustny) jest to i tak ocena "ostrożna" rokrocznie w ten lub inny sposób delektuje się osobliwymi doznaniami, które "H.H." opisuje z taką rozpaczą; że gdyby nasz obłąkany pamiętnikarz skorzystał owego fatalnego lata 1947 z usług kompetentnego psychopatologa, nie doszłoby do katastrofy; lecz nie doszłoby też wtedy do powstania tej książki.
>>
File: 1756635801538025.gif (1.11 MB, 255x199)
1.11 MB
1.11 MB GIF
>>
Babuwizm – doktryna polityczna, głosząca, że wspólnota dóbr powinna być podstawą ekonomii państwa, zawierająca postulaty całkowitej likwidacji własności prywatnej, uspołecznienia produkcji i organizacji życia w komunie.

Wczesna myśl socjalistyczna czerpała wpływy z różnorodnych filozofii, takich jak republikanizm obywatelski, racjonalizm oświeceniowy, romantyzm, formy materializmu, chrześcijaństwo (zarówno katolickie, jak i protestanckie), prawo naturalne i teoria praw naturalnych, utylitaryzm oraz liberalna gospodarka polityczna[15]. Inną filozoficzną podstawą znacznej części wczesnego socjalizmu było pojawienie się pozytywizmu w epoce europejskiego oświecenia. Pozytywizm zakładał, że zarówno świat naturalny, jak i społeczny może być zrozumiany poprzez wiedzę naukową i analizowany przy użyciu metod naukowych[16].

Socjaliści źródeł swojej ideologii szukali już w filozofiach starożytnych m.in. w filozofii Mazdaka, Platona[17] i Arystotelesa[18]. W okresie średniowiecza i reformacji narodziło się wiele grup religijnych mających charakter protosocjalistyczny. Grupy te czerpały na ogół inspirację z Biblii[19]. Niektóre odłamy purytanizmu w okresie wojny domowej w Anglii (szczególnie diggerzy) również nawoływały do zniesienia prywatnej własności i zaprowadzenia radykalnej równości[20].

Diggerzy – antyfeudalna i antyklerykalna angielska organizacja chłopska, odłam lewellerów w czasie rewolucji angielskiej.

Purytanizm – ruch religijno-społeczny w XVI i XVII-wiecznej Anglii, mający na celu „oczyszczenie” Kościoła anglikańskiego z pozostałości po katolicyzmie w liturgii i teologii. Początkowo działając jako ruch wewnątrz anglikanizmu, purytanie stopniowo oddzielali się od niego, tworząc odrębne wspólnoty religijne, czasem nazywane nonkonformistycznymi.
>>
Należy wybaczyć niniejszemu komentatorowi, iż powtarza to, co nieraz już podkreślał w swych własnych książkach i wykładach, a mianowicie, że przymiotnik "obraźliwy" często bywa po prostu synonimem "niezwykłego"; że wielkie dzieło sztuki zawsze oczywiście jest oryginalne, a zatem z samej swej natury winno sprawiać odbiorcy mniej lub bardziej szokującą niespodziankę. Nie mam zamiaru gloryfikować "H.H.". Jest on niewątpliwie okropny i nikczemny, świeci przykładem moralnego trądu, łączy w sobie drapieżność z żartobliwością w sposób świadczący być może o najgłębszej udręce, lecz bynajmniej nie budzący sympatii. Jest słoniowato kapryśny.
>>
>>214371190
?
>>
>>214371190
ja zrozumialem
>>
Jego mimochodem wtrącane poglądy o ludziach i pejzażach tego kraju często bywają groteskowe. Tętniąca w jego wyznaniach rozpaczliwa uczciwość nie obmywa go z grzechów diabolicznej przebiegłości. Jest nienormalny. Nie jest dżentelmenem.
Jakże jednak magicznie potrafią jego rozśpiewane skrzypce wyczarować tkliwość i współczucie dla Lolity, które sprawia, że jesteśmy pod urokiem książki, choć zarazem brzydzimy się jej autorem!
>>
Słowem wstępu, mam 27 lat i odkąd pamiętam raczej nie chciałem mieć dzieci. Nigdy nie poczułem takiej wewnętrznej potrzeby. Zawsze słyszałem od rodziców, że jak dorosnę i poznam kogoś odpowiedniego, to ta chęć sama przyjdzie.

No i właśnie… od 3 lat mam partnerkę, mieszkamy razem, jesteśmy szczęśliwi i stabilni finansowo, a ja dalej nie czuję potrzeby posiadania dzieci, w przeciwieństwie do mojej dziewczyny, gdzie te rozmowy powoli się zaczynają. Wiadomo, że jeszcze nic na poważnie, ale raczej daje mi do zrozumienia, że kiedyś chciałaby mieć dzieciaki.

Przyznam szczerze, że trochę przeraża mnie wizja posiadania dzieci, gdzie trzeba w pewien sposób poświęcić kilkanaście/kilkadziesiąt lat swojego życia dla kogoś innego. Wiem, że ludzie mówią, że można mieć dalej jakiś czas dla siebie, ale nie ma co się oszukiwać, że zdecydowaną większość czasu wolnego trzeba poświęcić na wychowanie i zajęcie się dzieckiem.

Rozmawiam, obserwuje w pracy i wśród znajomych osoby, które już mają dzieci, widzę jakie to jest męczące i pochłaniające życie, cały plan dnia jest dostosowany dookoła dzieci, niezależnie od ich wieku, bo albo nie śpią większość nocy przez bobasy i po pracy zajmują się nimi non stop, albo w przypadku trochę starszych dzieci, trzeba je zawieźć do szkoły, odebrać, pomóc z lekcjami, coś przygotować, no generalnie praktycznie zawsze w swoim „wolnym” czasie żyją tylko dookoła dzieci.

Nie chcę mówić, że tych dzieci nigdy nie chcę mieć, ale nie wiem czy na ten moment jestem gotowy poświęcić swoje pasje, wolność, spontaniczność i pewną niezależność, żeby wychować dziecko.

Tutaj pojawiają się pytania.. Czy żałujecie posiadania dzieci? Czy gdybyście mieli wybór, zdecydowalibyście się na dziecko jeszcze raz?

I z drugiej strony, do osób które dzieci nie mają, czy z biegiem czasu żałujecie, że nie zdecydowaliście się na dziecko? A może jesteście bardzo szczęśliwi z powodu tej decyzji i dalej podtrzymujecie, że dzieci nigdy nie chcecie mieć.
>>
"Lolita" jako opis przypadku klinicznego niewątpliwie stanie się klasyczną pozycją w środowisku psychiatrów. Jako dzieło sztuki wznosi się ona ponad swój aspekt pokutny; a jeszcze ważniejsze dla nas od jej naukowego znaczenia i wartości literackiej jest etyczne oddziaływanie tej książki na poważnego czytelnika; w tym przejmującym studium osobistym kryje się bowiem ogólniejsza nauka; niesforne dziecko, samolubna matka, dyszący szaleniec są oni czymś więcej aniżeli żywo zarysowanymi postaciami z jedynej w swoim rodzaju historii: przestrzegają nas przed pewnymi niebezpiecznymi prądami; wskazują, gdzie czai się zło. Pod wpływem "Lolity" my wszyscy -
rodzice, opiekunowie społeczni, pedagodzy powinniśmy z jeszcze większą czujnością i wyobraźnią przyłożyć się do pracy, jaką jest wychowywanie pokolenia lepszych ludzi w bezpieczniejszym świecie.
doktor John Ray junior
Widworth, Mass. 5 sierpnia
Część pierwsza
Lolito, światłości mego życia, żagwio mych lędźwi. Grzechu mój, moja duszo. Lo-li-to: koniuszek języka robi trzy kroki po podniebieniu, przy trzecim stuka w zęby. Lo. Li. To.
Na imię miała Lo, po prostu Lo, z samego rana, i metr czterdzieści siedem w jednej skarpetce. W spodniach była Lolą. W szkole Dolly. W rubrykach -
Dolores. Lecz w moich ramionach zawsze była Lolitą.
>>
Krytyka własności prywatnej zyskała na popularności w oświeceniu. Duże wpływy zyskały prace Jeana-Jacques’a Rousseau. W Rozprawie o pochodzeniu i podstawach nierówności między ludźmi (1755) dowodził on, że powstanie własności prywatnej było źródłem upadku moralnego ludzkości[21]. Do radykalnej równości i wspólnoty własności nawoływały niektóre grupy okresu rewolucji francuskiej. Najbardziej znanym aktywistą był François Noël Babeuf, postulujący wspólną własność ziem i ogółu gospodarki oraz polityczną równość obywateli[22]. Do poglądów Babeufa nawiązali nie tylko utopijni socjaliści, czartyści, ale także Marks i Engels, a jego doktryna – mimo prześladowań ze strony władz – posiadała wielu zwolenników. Zasady Babeufa noszą nazwę babuwizmu[23]. Babeuf utworzył organizację zwaną jako Sprzysiężenie Równych.

Podstawowym celem socjalizmu jest osiągnięcie zaawansowanego poziomu produkcji materialnej, a co za tym idzie – większej wydajności, efektywności i racjonalności w porównaniu z kapitalizmem i wszystkimi wcześniejszymi systemami, zgodnie z poglądem, że rozszerzenie ludzkich możliwości produkcyjnych stanowi podstawę rozszerzenia wolności i równości w społeczeństwie[24]. Wiele form teorii socjalistycznej zakłada, że ludzkie zachowanie jest w dużej mierze kształtowane przez środowisko społeczne. W szczególności socjalizm zakłada, że normy społeczne, wartości, cechy kulturowe i praktyki ekonomiczne są tworem społecznym, a nie wynikiem niezmiennych praw natury[25][26]. Przedmiotem ich krytyki nie jest więc ludzka chciwość ani świadomość, lecz warunki materialne i stworzone przez człowieka systemy społeczne (tj. struktura ekonomiczna społeczeństwa), które dają początek obserwowanym problemom społecznym i nieefektywnościom. Bertrand Russell, często uważany za ojca filozofii analitycznej, identyfikował się jako socjalista. Sprzeciwiał się aspektom marksizmu dotyczącym walki klas, post
>>
Ja pierdole jest tu ktoś poza tym debilem?
>>
Czy miała poprzedniczkę? Tak, owszem. Mogłoby w ogóle nie być żadnej Lolity, gdybym przed nią pewnego lata nie pokochał innej dziewuszki-jaskółki. W nadmorskim księstwie. Ach, kiedyż? O tyle mniej więcej lat przed narodzeniem Lolity, ile sam wtedy miałem. Na mordercę zawsze można liczyć, że błyśnie kunsztowną prozą.
Panie sędziny, panowie sędziowie, dowodem rzeczowym numer jeden jest coś,co w serafinach, oszukanych, prostych, wzniosłoskrzydłych serafinach budziło zawiść. Spójrzcie na ten cierniowy splot.
Urodziłem się w roku 1910 w Paryżu. Mój ojciec, człowiek łagodny i niefrasobliwy, był istnym koktajlem genów: obywatelem szwajcarskim pochodzenia francusko-austriackiego, z kroplą Dunaju w żyłach. Zaraz puszczę w koło serię ślicznych pocztówek o modrym połysku. Ojciec miał
luksusowy hotel na Riwierze. Jego z kolei ojciec i obaj dziadkowie handlowali jeden winem, drugi drogimi kamieniami, trzeci jedwabiem. W
>>
>>214371302
dzisiaj niedziela, więc znajdź sobie jakies inne zajęcie niż przeglądanie nitki
>>
File: 1754862261401244.jpg (993 KB, 1365x1500)
993 KB
993 KB JPG
>>214371037
>>214371059
>>214371095
>lolita po polsku
>>
wieku lat trzydziestu ożenił się z młodą Angielką, córką alpinisty Jerome'a Dunna, wnuczką dwóch proboszczów z hrabstwa Dorset, którzy byli znawcami mało zbadanych dziedzin jeden paleopedologii, drugi harf eolskich. Moja nader fotogeniczna matka zginęła w jakimś kuriozalnym wypadku (piknik, piorun), kiedy miałem trzy lata, i prócz wygrzanego zakamarka w najbardziej mrocznej przeszłości nic z niej nie ocalało w dziuplach i kotlinach pamięci, nad którymi, jeśli ścierpicie jeszcze mój styl (piszę to pod ścisłą obserwacją), zaszło słońce mego niemowlęctwa: wiecie przecież, jak wonne okruchy dnia zawisają wraz z muszkami przy rozkwitłym żywopłocie, jak nagle wdziera się między nie wędrowiec, u stóp wzgórza, latem o zmierzchu; puszyste ciepło, złote muszki.
>>
File: IMG_20250830_171559.jpg (2.01 MB, 2448x3264)
2.01 MB
2.01 MB JPG
>>214371321
Nie mam z kim pić
>>
Socjaliści postrzegają kreatywność jako istotny aspekt ludzkiej natury i definiują wolność jako stan, w którym jednostki mogą wyrażać swoją kreatywność bez przeszkód ze strony zarówno niedoborów materialnych, jak i przymusowych instytucji społecznych[28]. Socjalistyczna koncepcja indywidualności jest powiązana z ideą indywidualnej ekspresji twórczej. Karol Marks wierzył, że rozszerzenie sił wytwórczych i technologii stanowi podstawę rozszerzenia ludzkiej wolności oraz że socjalizm – jako system zgodny ze współczesnym rozwojem technologicznym – umożliwi rozkwit „wolnych indywidualności” poprzez stopniowe zmniejszanie koniecznego czasu pracy. Redukcja koniecznego czasu pracy do minimum dałaby jednostkom możliwość rozwoju ich prawdziwej indywidualności i kreatywności.

Socjaliści argumentują, że akumulacja kapitału generuje marnotrawstwo poprzez efekty zewnętrzne, które wymagają kosztownych działań regulacyjnych. Zwracają także uwagę na to, że ten proces tworzy nieefektywne branże i praktyki, które istnieją jedynie po to, by wygenerować wystarczający popyt na produkty, takie jak agresywna reklama, aby mogły zostać sprzedane z zyskiem, a tym samym tworzą popyt zamiast go zaspokajać[29][30]. Socjaliści twierdzą, że kapitalizm składa się z nieracjonalnej działalności, takiej jak kupowanie towarów tylko po to, aby sprzedać je później, gdy ich cena wzrośnie – a nie w celu konsumpcji – nawet jeśli danego towaru nie można sprzedać z zyskiem osobom potrzebującym. Z tego powodu kluczową krytyką socjalistyczną jest to, że „zarabianie pieniędzy” lub akumulacja kapitału nie odpowiada zaspokajaniu potrzeb (produkcji wartości użytkowych)[30]. Podstawowym kryterium działalności gospodarczej w kapitalizmie jest akumulacja kapitału w celu ponownego inwestowania w produkcję, co jednak napędza rozwój nowych, nieproduktywnych branż, które nie wytwarzają wartości użytkowej, a jedynie istnieją po
>>
Starsza siostra matki, Sybil, którą kuzyn ojca poślubił, a następnie
zaniedbał, była w mojej najbliższej rodzinie kimś w rodzaju darmowej guwernantki i gosposi. Mówiono mi potem, że kochała się w moim ojcu, on zaś z lekkim sercem wykorzystał to w pewien deszczowy dzień i zapomniał, nim niebo się przejaśniło. Ogromnie ją lubiłem, pomimo surowości jakże zgubnej niektórych jej zasad. Chciała chyba, żebym wyrósł z biegiem lat na lepszego wdowca niż mój ojciec. Ciotka Sybil miała lazurowe oczy w różowych obwódkach i woskową cerę. Pisała wiersze. Była poetycko przesądna.
Twierdziła, że umrze tuż po moich szesnastych urodzinach, i rzeczywiście umarła. Jej mąż, przedsiębiorczy domokrążca od perfum, większość czasu spędzał w Ameryce, gdzie też w końcu założył własną firmę i nabył
nieruchomość.
Rosłem więc szczęśliwe zdrowe dziecię w promiennym świecie książek z obrazkami, czystego piasku, drzew pomarańczowych, przyjaznych psów, morskich widoków i uśmiechniętych twarzy. Wspaniały hotel "Mirana" kręcił
>>
się wokół mnie niby prywatny kosmos, uniwersum o białych ścianach zawarte w tym większym, niebieskim kosmosie, który pałał na zewnątrz. Wszyscy od pomywacza w fartuchu aż do potentata we flanelach lubili mnie, wszyscy rozpieszczali. Starszawe Amerykanki podpierając się laseczkami kłoniły się nade mną niczym wieże z Pizy. Zrujnowane księżniczki rosyjskie kupowały mi kosztowne bonbony, choć nie miały czym zapłacić memu ojcu. On zaś, mon cher petit papa, zabierał mnie na wycieczki łódką lub rowerami, uczył pływać, nurkować, jeździć na nartach wodnych, czytał mi "Don Kichota" i
"Nędzników", a ja uwielbiałem go, szanowałem i cieszyłem się, ilekroć zdarzało mi się podsłuchać, jak służba roztrząsa przymioty rozmaitych jego przyjaciółek, tych pięknych i dobrych istot, które otaczały mnie taką uwagą i czule gruchając lały drogocenne łzy nad mym radosnym półsieroctwem.
>>
Socjaliści postrzegają stosunki własności prywatnej jako ograniczające potencjał sił wytwórczych w gospodarce. Według socjalistów, własność prywatna staje się przestarzała, gdy koncentruje się w scentralizowanych, uspołecznionych instytucjach, które nie opierają się na prywatnej apropriacji dochodów – lecz na pracy kooperatywnej i wewnętrznym planowaniu alokacji nakładów – aż do momentu, gdy rola kapitalisty staje się zbędna[33]. Bez potrzeby akumulacji kapitału i klasy właścicieli, własność prywatna środków produkcji jest postrzegana jako przestarzała forma organizacji gospodarczej, którą należy zastąpić wolnym stowarzyszeniem jednostek opartym na publicznej lub wspólnej własności tych uspołecznionych zasobów[34][35]. Prywatna własność narzuca ograniczenia w planowaniu, prowadząc do nieskoordynowanych decyzji gospodarczych, które skutkują wahaniami koniunktury, bezrobociem i ogromnym marnotrawstwem zasobów materialnych w czasie kryzysów nadprodukcji[34].

Socjaliści przyjmowali różne stanowiska dotyczące państwa i jego roli w walce rewolucyjnej, w budowie socjalizmu oraz w funkcjonowaniu ustalonej gospodarki socjalistycznej.

W XIX wieku filozofia socjalizmu państwowego została po raz pierwszy wyraźnie sformułowana przez niemieckiego filozofa politycznego Ferdinanda Lassalle’a. W przeciwieństwie do poglądu Karol Marksa na państwo, Lassalle odrzucił koncepcję państwa jako struktury władzy opartej na klasach, której główną funkcją jest zachowanie istniejących struktur klasowych. Lassalle odrzucał również marksistowską tezę, że państwo jest przeznaczone do „zaniku”. Uważał państwo za byt niezależny od przynależności klasowych i instrument sprawiedliwości, który będzie niezbędny do osiągnięcia socjalizmu[36].
>>
Uczęszczałem do angielskiej szkoły oddalonej o parę kilometrów od domu; grałem w rakiety i w pięciorniaka, miałem same dobre stopnie i świetne stosunki zarówno z kolegami, jak i z nauczycielami. Jedyne zdarzenia niewątpliwie seksualnej natury, jakie pamiętam sprzed trzynastych urodzin (czyli z czasów, kiedy jeszcze nie znałem mojej małej Annabel), to poważna, przyzwoita i czysto teoretyczna rozmowa o niespodziankach wieku pokwitania, przeprowadzona w szkolnym ogrodzie różanym z małym Amerykaninem, synem słynnej podówczas aktorki filmowej, którą chłopiec ten nieczęsto widywał w świecie trójwymiarowym, oraz szereg interesujących reakcji mego organizmu na widok pewnych fotografii, w barwach od perłowej do umbry, z nieskończenie miękkimi szczelinami, ilustrujących przepyszne dzieło Pichona
"La Beaute Humaine", które wykradłem z biblioteki hotelowej, spod góry roczników pisma "Graphics" w marmurkowej oprawie. Nieco później ojciec swym uroczo dobrotliwym tonem przekazał mi całą wiedzę o seksie, jakiej jego zdaniem potrzebowałem, tuż zanim posłał mnie jesienią roku 1923 do liceum w Lyonie (gdzie spędziliśmy potem trzy kolejne zimy); niestety, latem tego samego roku zwiedzał Włochy w towarzystwie Madame de R. i jej córki, a ja
>>
nie miałem komu się poskarżyć, kogo się poradzić.
Annabel pochodziła, tak jak piszący te słowa, z mieszanej rodziny: w jej przypadku półangielskiej, półholenderskiej. Twarz jej pamiętam dziś znacznie mniej wyraźnie niż parę lat temu, zanim poznałem Lolitę. Istnieją dwa typy pamięci wzrokowej: jeden polega na umiejętnym odtwarzaniu obrazu w laboratorium umysłu, z otwartymi oczami (i ukazuje mi Annabel poprzez takie ogólniki, jak "skóra barwy miodu", "szczupłe ręce", "włosy szatynki ostrzyżone na pazia", "długie rzęsy", "duże czerwone usta"); typ drugi pozwala natychmiast wywołać na ciemnym podbiciu zamkniętych powiek obiektywną, absolutnie optyczną replikę ukochanej twarzy, widemko w naturalnych kolorach (i tak właśnie widzę Lolitę).
>>
Przed bolszewicką rewolucją w Rosji wielu socjalistów – w tym reformiści, ortodoksyjni marksiści, komuniści rad, anarchiści i wolnościowi socjaliści – krytykowało pomysł wykorzystywania państwa do prowadzenia planowania centralnego i posiadania środków produkcji jako sposobu ustanowienia socjalizmu. Po zwycięstwie leninizmu w Rosji idea „socjalizmu państwowego” szybko rozprzestrzeniła się w ruchu socjalistycznym i ostatecznie zaczęła być utożsamiana z radzieckim modelem gospodarczym[37].

Leninizm – koncepcja stworzona i rozwijana przez Włodzimierza Lenina jako teoria dostosowująca marksizm do nowej sytuacji historycznej, a następnie – w zmodyfikowanej formie – ideologia obowiązująca w państwach komunistycznych. Leninizm stanowił oficjalną ideologię państwową w ZSRR od dnia jego powstania aż po jego rozwiązanie.

Joseph Schumpeter odrzucał utożsamienie socjalizmu i własności społecznej z państwową własnością środków produkcji, ponieważ państwo w obecnej formie jest produktem społeczeństwa kapitalistycznego i nie może być przeniesione do innej struktury instytucjonalnej. Schumpeter twierdził, że w socjalizmie istniałyby inne instytucje niż te, które istnieją w nowoczesnym kapitalizmie, tak jak feudalizm miał swoje własne, odmienne i unikalne formy instytucjonalne. Państwo, podobnie jak pojęcia własności i opodatkowania, są koncepcjami właściwymi dla społeczeństwa handlowego (kapitalistycznego), a próba umieszczenia ich w kontekście przyszłego społeczeństwa socjalistycznego byłaby zniekształceniem tych pojęć poprzez używanie ich poza ich właściwym kontekstem[38].
>>
Opisując Annabel narzucę sobie zatem ścisłe ograniczenia i powiem tylko, że było to prześliczne dziecko, o kilka miesięcy młodsze ode mnie. Jej rodzice od dawna przyjaźnili się z moją ciotką, sztywną jak i oni.
Wynajmowali willę w pobliżu hotelu "Mirana". Łysy pan Leigh, cały w brązach, i tłusta, upudrowana pani Leigh (Vanessa, z domu van Ness). Jakiż budzili we mnie wstręt! My dwoje początkowo rozmawialiśmy o sprawach marginalnych. Annabel raz po raz nabierała w dłoń drobnego piasku i unosząc rękę przesiewała go przez palce. Pod względem umysłowym byliśmy uformowani tak jak wszystkie inteligentne dzieci, które w naszych czasach i sferach stały u progu lat nastu, raczej więc nie należy dopatrywać się zbyt wiele indywidualnego geniuszu w tym, że interesowała nas wielość zamieszkanych światów, wyczynowy tenis, nieskończoność, solipsyzm i temu podobne.
>>
Miękkość i kruchość młodziutkich zwierzątek sprawiała nam ten sam dotkliwy ból. Annabel chciała zostać pielęgniarką w jakimś głodującym azjatyckim kraju; ja chciałem zostać sławnym szpiegiem.
>>
Natychmiast, obłędnie, niezdarnie, bezwstydnie, boleśnie zakochaliśmy się w sobie; należy dodać, że i beznadziejnie, bo tę frenetyczną żądzę posiadania dałoby się ukoić jedynie wtedy, gdybyśmy dosłownie wessali i wchłonęli nawzajem każdą cząstkę swych dusz i ciał; a tymczasem nie mogliśmy nawet się sparzyć, po czemu dzieci uliczne bez trudu znalazłyby sposobność. Raz tylko spotkaliśmy się nocą w jej ogrodzie (później opowiem o tym szerzej) i po tej jednej szalonej próbie nie puszczano nas w miejsca bardziej ustronne niż zatłoczona część plaży, gdzie pozostawaliśmy poza zasięgiem słuchu, lecz nie wzroku starszych. Na miękkim piasku, o kilka metrów od nich, przez cały ranek leżeliśmy skamieniali w paroksyzmie pożądania, wykorzystując każdą błogosławioną fałdkę czasoprzestrzeni, aby się dotykać: jej dłoń, na wpół ukryta w piachu, pełzła ku mnie, smukłe
smagłe palce kroczyły lunatycznie, coraz bliższe; potem opalizujące kolano rozpoczynało długą, ostrożną podróż; czasem przypadkowy szaniec wzniesiony rękami młodszych dzieci dość nas zasłaniał, żebyśmy mogli się musnąć słonymi ustami; te niepełne zespolenia tak rozdrażniały nasze młode, zdrowe i niedoświadczone ciała, że nawet zimna błękitna woda, pod którą dalej wczepialiśmy się w siebie, nie przynosiła ulgi.
>>
Wśród skarbów, jakie pogubiłem w trakcie swych dorosłych peregrynacji, było pewne zdjęcie zrobione przez moją ciotkę: Annabel, jej rodzice i stateczny, starszawy, kulawy pan, niejaki doktor Cooper, który owego lata zalecał się do ciotki, siedzą wokół stolika na ulicy przed kawiarnią.
>>
dziel na mniejsze kawałki i daj losowe łamanie linii jak w greju
>>
Annabel wyszła nie najlepiej, przyłapana, gdy pochyla się nad porcją chocolat glace, więc tylko szczupłe nagie ramiona i przedziałek we włosach można rozpoznać (jeśli dokładnie pamiętam tę fotkę) w słonecznym zmgławieniu, z którym zlewa się jej utracony urok; za to ja, nieco odsunięty od reszty obecnych, zostałem uchwycony z poniekąd dramatyczną ostrością: chmurny chłopiec o krzaczastych brwiach, w ciemnej koszuli sportowej i starannie skrojonych białych szortach, siedzi z nogą założoną na nogę, profilem do obiektywu, i patrzy gdzieś poza kadr. Zdjęcie to zrobiono w dniu kończącym owo fatalne lato, a zaledwie w kilka minut później po raz drugi i ostatni spróbowaliśmy przechytrzyć los. Pod najbłahszym pretekstem (była to nasza jedyna szansa i nic poza tym właściwie już się nie liczyło) wymknęliśmy się z kawiarni na plażę, znaleźli odludny spłacheć piasku i odbyli w fiołkowym cieniu czerwonych skał tworzących coś na kształt jaskini krótki seans zachłannych pieszczot, mając za świadka tylko czyjeś zgubione ciemne okulary. Klęczałem, gotów posiąść moje ukochanie, gdy dwaj brodaci pływacy, morski starzec i jego brat, wyszli na ląd, rubasznymi okrzykami dodając mi animuszu, a po czterech miesiącach Annabel zmarła w Korfu na tyfus.
>>
Raz po raz kartkuję te nieszczęsne wspominki i zadaję sobie pytanie, czy to właśnie wtedy, w migotaniu tego odległego lata moje życie naznaczyła pierwsza rysa; a może nieumiarkowane pożądanie, jakim pałałem do tamtego dziecka, było jedynie wstępnym symptomem wrodzonej mi predylekcji? Ilekroć próbuję analizować własne apetyty, motywy, czyny i tym podobne, dostaję się we władzę swego rodzaju retrospektywnej fantazji, która podsuwa umysłowi analitycznemu niewyczerpane alternatywy i każdą wyobrażoną ścieżkę rozwidla i rozszczepia bez końca w obłędnie zawikłanym krajobrazie mojej przeszłości. Jestem jednak przekonany, że w pewien magiczny, wręcz opatrznościowy sposób Lolicie dała początek Annabel.
>>
Wiem też, że szok wywołany jej śmiercią utrwalił we mnie pozostałą po tamtym koszmarnym lecie frustrację, która potem przez całą zimną młodość udaremniała mi wszelkie romanse. Duch i ciało stopiły się w nas w sposób doskonały, niepojęty dla dzisiejszej młodzieży konkretnej, topornej, o szablonowych umysłach. Długo po śmierci Annabel czułem, że jej myśli szybują wśród moich. Na długo przed pierwszym spotkaniem miewaliśmy te same sny. Porównaliśmy dane. Odkryliśmy dziwne zbieżności. W tym samym czerwcu tego samego roku (1919Ď) zabłąkany kanarek wleciał przez okno do naszych domów w dwóch odległych od siebie krajach. O, Lolito, gdybyś to ty tak mnie kochała!
>>
ale się kurwa zjarałem wczoraj ja pierdole
>>
Na zakończenie opowieści o stadium "Annabel" zachowałem relację z naszej pierwszej daremnej schadzki. Pewnego wieczoru moja ukochana zdołała zmylić jadowitą czujność rodziców. W nerwowym, smukłolistnym zagajniku mimozy za ich willą przycupnęliśmy na zrujnowanym kamiennym murku. Poprzez mrok i wrażliwe drzewa widzieliśmy arabeski rozświetlonych okien: podretuszowane pigmentami czułej pamięci ukazują mi się dziś jako karty do gry, pewnie dlatego, że partia brydża zaprzątała wówczas uwagę wroga. Annabel dygotała i wzdrygała się, gdy całowałem kącik jej rozchylonych ust i gorący płatek ucha. Nad nami między sylwetkami długich i wąskich liści blado lśniło parę gwiazd; wibrujące niebo wydawało się równie nagie jak ona pod cienką sukienką. Widziałem jej twarz na niebie, dziwnie wyraźną, jakby emanowała swą własną lekką poświatą. Nogi, te piękne, żywe nogi trzymała nieco rozstawione, a kiedy moja dłoń znalazła to, czego szukała, na dziecięcej twarzy pojawił się marzycielski, niesamowity wyraz na poły rozkoszy, na poły bólu. Siedziała trochę wyżej niż ja, ilekroć więc w swej samotnej ekstazie pragnęła mnie pocałować, schylała głowę sennym, miękkim, omdlewającym ruchem, nieomal żałobnym, gołymi kolanami chwytała mój nadgarstek i ściskała, aby wnet znów go puścić; drżące usta wykrzywione goryczą jakiegoś sekretnego eliksiru z sykiem zaczerpywały tchu, sunąc ku mej twarzy. Próbowała ukoić miłosny ból, zrazu szorstko trąc suchymi wargami o moje wargi; potem miła moja z nerwowym szastnięciem włosów odsuwała się, a po chwili znów przybliżała mrocznie, karmiąc mnie swymi otwartymi ustami, gdy ja z hojnością gotową wszystko złożyć w ofierze -
>>
serce, gardło, trzewia dawałem jej piastować w niezręcznej piąstce berło mej namiętności.
>>
jako jedyny z grupy znajomych nie paliłem nigdy zioła
>>
Pamiętam aromat pudru, który pewnie ukradła hiszpańskiej pokojówce swej matki: słodkawy, gminny, piżmowy. Zmieszał się z jej własną herbatnikową wonią i moje zmysły wezbrały nagle po brzegi; raptowne poruszenie w pobliskim krzaku powstrzymało ich wylew a gdyśmy się rozłączyli i z obolałymi żyłami skupili uwagę na sprawcy (był to zapewne myszkujący kot), od strony domu odezwała się jej matka, która wołała ją ze wznoszącą się w głosie nutą histerii i oto doktor Cooper ociężale przykuśtykał do ogrodu.
>>
Lecz ten zagajnik mimozy, mgiełka gwiazd, ciarki, płomień, rosa i ból
pozostały ze mną, a dziewuszka o nadmorskich członkach i żarliwym języku nawiedzała mnie od tamtej pory aż po dwudziestu czterech latach wyrwałem się spod jej uroku, ucieleśniwszy ją w innej.
>>
co sie dzieje na bialolece
>>
Dni mej młodości, gdy tak je wspominam, zdają się ulatywać monotonnym tumanem bladych strzępków, jak te poranne śnieżyce zużytego papieru toaletowego, które obserwuje pasażer pociągu, kiedy wirują w ślad za wagonem widokowym. W swoich higienicznych stosunkach z kobietami byłem praktyczny, ironiczny i prędki. Podczas studiów w Londynie i Paryżu zadowalałem się sprzedajnymi niewiastami. Studiowałem pilnie i intensywnie, choć niezbyt owocnie. Początkowo zamierzałem zdobyć dyplom psychiatry, wzorem wielu niespełnionych talentów; okazałem się jednak nawet jak na to nie dość spełniony; osobliwe wyczerpanie, tak mnie to nęka, panie doktorze, nagle się wdało; przeniosłem się więc na anglistykę, po której tylu sfrustrowanych poetów zostaje nauczycielami w tweedach i z fajką w zębach.
Paryż odpowiadał mi. Dyskutowałem o sowieckich filmach z wygnańcami.
Przesiadywałem z sodomitami w Deux Magots. Publikowałem pokrętne eseje w niepoczytnych czasopismach. Układałem pastisze: ...
Fraulein von Kulp
może odwrócić się, na drzwiach dłoń kładąc;
Nie pójdę za nią. Za Freską też nie. Ani za tamtą Mewą w trop.
Mój artykuł pod tytułem "Motyw proustowski w liście Keatsa do Benjamina Baileya" rozbawił sześciu czy siedmiu uczonych, którzy go przeczytali.
>>
>>214371685
Oj tam wczoraj po mnie karetka przyjechała bo w pizzerii myśleli że zjechałem (zasnąłem) na szczęście obok domu to było więc na wytrzeźwiałe mnie nie wzięli
>>
Podjąłem pracę nad dziełem "Histoire abregee de la poesie anglaise" na zamówienie znakomitego wydawcy, potem zaś zacząłem gromadzić materiały do podręcznika literatury francuskiej dla studentów anglojęzycznych (zamieszczając w celach porównawczych przykłady zaczerpnięte z angielskich pisarzy), który miał mnie zaprzątać przez całe lata czterdzieste a ostatni tom był już prawie gotów do druku, gdy zostałem aresztowany.
Znalazłem pracę: uczyłem angielskiego grupę dorosłych w Auteil. Potem na kilka zim zatrudniła mnie szkoła dla chłopców. Niekiedy robiłem użytek ze znajomości wśród kuratorów i psychoterapeutów, żeby odwiedzać z nimi rozmaite instytucje sierocińce i domy poprawcze w których na blade pokwitające dziewczęta o sklejonych rzęsach można było gapić się z bezkarnością nieomal równą tej, jaka bywa nam dana w snach.
Chciałbym teraz przedstawić następującą tezę. Otóż między dziewiątym a
czternastym rokiem życia zdarzają się dzieweczki, które pewnym urzeczonym wędrowcom, dwakroć lub wielekroć starszym niż one, zdradzają swą prawdziwą naturę, nie ludzką, lecz nimfią (czyli demoniczną); tym to stworzeniom wybranym proponuję nadać miano "nimfetek".
Czytelnik zauważy, że posługuję się kategoriami czasowymi zamiast przestrzennych. Pragnąłbym wręcz, żeby w liczbach "dziewięć" i
>>
zaczynam ćpanie, nara
>>
"czternaście" ujrzał on brzegi lustrzane plaże i różane skały zaklętej wyspy, którą nawiedzają moje nimfetki, a otacza bezmierne, mgliste morze.
>>
Czy w tym przedziale wiekowym wszystkie dziewczynki są nimfetkami? Rozumie się, że nie. W przeciwnym razie my, ludzie wtajemniczeni, samotni podróżni, nimfoleptycy, dawno już popadlibyśmy w obłęd. Uroda też nie jest żadnym kryterium; wulgarność, a przynajmniej to, co dana społeczność określa tym słowem, niekoniecznie odbiera im pewne tajemnicze cechy, nieziemską grację, zwiewny, wykrętny, rozdzierający, podstępny wdzięk, który wyróżnia nimfetkę spośród rówieśnic, nieporównanie mocniej zakorzenionych w przestrzennym świecie zjawisk synchronicznych aniżeli na ulotnej wyspie zaczarowanego czasu, gdzie Lolita bawi się z podobnymi sobie istotkami. W omawianej grupie wiekowej zachodzi zdumiewająca dysproporcja między znikomą liczbą nimfetek właściwych a mrowiem przejściowo pospolitych albo po prostu miłych czy też "ślicznych", może nawet "słodkich" i ładnych, zwyczajnych, pulchnawych, bezkształtnych, zimnoskórych, do głębi ludzkich dziewczątek z wydatnymi brzuszkami i mysimi ogonkami, dziewczątek, z których czasem wyrastają wielkie piękności (weźmy chociażby te brzydkie klusiątka w czarnych pończochach i białych czepkach, nagle przeobrażone w oszałamiająco piękne gwiazdy ekranu). Jeśli normalnemu mężczyźnie wręczymy zdjęcie grupy uczennic bądź skautek i poprosimy, aby wskazał najładniejszą, bynajmniej nie jest oczywiste, że wybierze właśnie nimfetkę. Tylko artysta i szaleniec, nieskończenie melancholijna istota z bańką gorącej trucizny w lędźwiach i arcylubieżnym ogniem nieustannie płonącym w subtelnym kręgosłupie (jakże człowiek taki musi płaszczyć się i kryć!), natychmiast dostrzeże pewne nienazwane znamiona cokolwiek koci zarys kości policzkowej, smukłość członków pokrytych puszkiem oraz inne rysy, których rozpacz, wstyd i łzy tkliwości skatalogować mi nie pozwalają i wyśledzi wśród zdrowych dziatek zabójczą demonisię;
>>
File: 1744653467154924.png (1.04 MB, 700x1322)
1.04 MB
1.04 MB PNG
>>214371866
i co będzie jak minie efekt narkotyku?
>>
Co więcej, skoro element czasu odgrywa tu tak magiczną rolę, nie powinno dziwić badacza, że istnieć musi przepaść lat co najmniej dziesięciu, powiedziałbym, zazwyczaj trzydziestu lub czterdziestu, a w kilku znanych przypadkach aż dziewięćdziesięciu między dzieweczką a mężczyzną, aby ten ostatni mógł znaleźć się pod urokiem nimfetki. Jest to kwestia ustawienia ogniskowych, kwestia pewnego dystansu, który oko wewnętrzne pragnie pokonać, pewnego też kontrastu, który umysł postrzega z westchnieniem perwersyjnej rozkoszy. Kiedy byłem chłopczykiem, a ona dziewuszką, w mojej
małej Annabel nie widziałem nimfetki; byłem jej równy faunik z tej samej zaklętej wyspy czasu; lecz dziś, we wrześniu 1952 roku, po dwudziestu dziewięciu latach, wydaje mi się, że rozpoznaję w niej pierwszego w mym życiu elfa, zgubnego zwiastuna. Kochaliśmy się miłością przedwczesną, pełną tej zajadłości, co tak często łamie życie dorosłym. Byłem chłopcem krzepkim, więc ocalałem; ale trucizna trafiła już do rany i rana ta pozostała odtąd otwarta, ja zaś zorientowałem się niebawem, że dojrzewam pośród cywilizacji, która wprawdzie pozwala dwudziestopięcioletniemu mężczyźnie zalecać się do szesnastoletniej dziewczyny lecz od dwunastolatki mu wara.
>>
File: 1726862870061424.jpg (77 KB, 906x899)
77 KB
77 KB JPG
mam jednego kolegę od skończenia szkoły i czasami zaprasza mnie na rodzinnego grilla i sobie pije z jego starymi i ciotkami i fajnie jest wtedy
ale takie sytuacje uświadamiają mnie jak bardzo jestem oderwany od rzeczywistości w swoim światopoglądzie który z mojej perspektywy jest normalny
coś tam zszedł temat na ciapaków a jako że anonek po paru piwach miał w końcu odwagę mordę otworzyć, to zacząłem mówić o zbrodniach usa o których każdy milczy i że islamistów nie chce w europie a co robią u siebie to mi zwisa
połowa towarzystwa dostała bólu sraki że jak tak można przecież oni tam torturują biedne kurewki
to powiedziałem że to ich kultura i nie możemy tego oceniać z naszej perspektywy, że nie tylko kurwy są tam ograniczone jak chodzi o prawa bo mężczyźni również i ludzie muszę być trzymani z mordę bo jak mają pozorną wolność to dzieje się to co na zachodzie, to jest wysyp chorób psychicznych, pedalstwa i ćpuństwa
coś tam się jeszcze posprzeczaliśmy a później zmiana tematu ale było trochę niezręcznie
dopiłem piwo i poszedłem do domu, pewnie srogo mi dupe obrabiali bo to takie troche wsioki
no trudno, chyba mnie już na grilla nie zaproszą xD
>>
Nic więc dziwnego, że moje dorosłe życie w okresie europejskim było monstrualnie rozdwojone. Na pozór utrzymywałem tak zwane normalne stosunki z pewną liczbą ziemianek obdarzonych dyniami lub gruszkami zamiast piersi; od wewnątrz trawił mnie jednak piekielny ogień chuci wymierzonej w każdą przechodzącą nimfetkę, której jako prawomyślny strachajło zaczepić nie śmiałem. Żeńskie egzemplarze rodzaju ludzkiego, które wolno mi było posiadać, stanowiły zaledwie środek uśmierzający. Jestem skłonny uwierzyć, że z naturalnej rozpusty czerpałem mniej więcej takie doznania, jakie czerpią normalni rośli samcy, gdy współżyją ze swymi normalnymi rosłymi samkami w banalnym rytmie, który wstrząsa światem. Sęk w tym, że owym jegomościom nigdy nawet nie zaświtał a mnie owszem promyk nieporównanie bardziej dojmującej błogości. Najmniej klarowny z moich snów polucyjnych olśniewał tysiąckroć silniej niż całe cudzołóstwo, jakie mógłby sobie wyobrazić najbardziej męski geniusz literacki lub największym talentem obdarzony impotent. Żyłem w rozszczepionym świecie, świadom istnienia nie jednej, lecz dwóch płci odmiennych od mej własnej; anatom obie określiłby jako żeńskie. Lecz dla mnie, widziane przez pryzmat zmysłów, "różniły się niczym żagiel i żagiew". Wszystko to dopiero teraz racjonalizuję. W wieku lat dwudziestu czy trzydziestu paru nie miałem tak jasnego wglądu we własną udrękę. Ciało doskonale wiedziało, czego pragnie, ale umysł odrzucał
>>
File: MasterRoshiBF.png (111 KB, 340x255)
111 KB
111 KB PNG
>>214371935
myśli samobójcze, głosy zmarłych, proza życia, a jutro do roboty
>>
wszelkie jego błagania. Miotałem się między wstydem i strachem a brawurowym optymizmem. Dławiły mnie rozmaite tabu. Psychoanalitycy mamili pseudowyzwoleniami pseudopopędów. To, że w miłosne rozedrganie wprawiają mnie jedynie siostry mojej Annabel, jej dwórki i rękodajne, wydawało mi się czasem zapowiedzią szaleństwa. Kiedy indziej mówiłem sobie, że wszystko jest kwestią podejścia i nic to złego, gdy małe dziewczynki przyprawiają człowieka o zawrót głowy. Niech mi wolno będzie przypomnieć czytelnikowi, że w Anglii na mocy Ustawy o Dzieciach i Młodych Osobach z roku 1933 termin
>>
to ja byłem tym farmboyem
>>
"nieletnia" oznacza "dziewczynkę, która skończyła osiem, lecz nie czternaście lat" (potem, czyli od roku czternastego do siedemnastego, prawo określa ją mianem "młodej osoby"). Natomiast w Massachusetts w USA "dziecko wykolejone" to formalnie rzecz biorąc jednostka "między siódmym a siedemnastym rokiem życia" (która w dodatku ma stały kontakt z ludźmi
>>
>>214371954
nei czytam
>>
podłymi lub zdemoralizowanymi). Hugh Broughton, kontrowersyjny pisarz z czasów Jakuba I, udowodnił, że Rahab została ladacznicą w wieku lat dziesięciu. Wszystko to jest ogromnie ciekawe i zaryzykuję domysł, że czytelnik już widzi, jak w nagłym paroksyzmie toczę pianę z ust; nic z tych rzeczy, wcale się nie pienię; gram sobie w pchełki lubymi myślątkami, i tyle. A oto kolejne obrazki. Oto Wergiliusz, co jedną nutą nimfetkę umiał
>>
>>214372046
baza
>>
jest niedziela handlowa
>>
wysławić, lecz zapewne wolał chłopięce perineum. Oto dwie spośród małoletnich córek Króla Echnatona i Królowej Nefretete znad Nilu (tej parze monarchów w sumie ulęgło się ich sześć), przybrane tylko zwojami naszyjników z błyszczących paciorków, wygodnie ułożone na poduszkach, po trzech tysiącach lat wciąż nietknięte, dziewice o szczenięco miękkich, brunatnych ciałkach, przystrzyżonych włosach i podłużnych hebanowych oczach. Oto dziesięcioletnie oblubienice, którym w świątyniach klasycznej nauki kazano dosiadać fascinum, owej męskości rzeźbionej ze słoniowego kła.
Małżeństwo i wspólne pożycie przed okresem pokwitania nadal są dość powszechne w pewnych prowincjach Indii Wschodnich. Osiemdziesięcioletni starcy z plemienia Lepcha kopulują z ośmioletnimi dziewczynkami i nikomu to nie wadzi. Wszak Dante oszalał dla swej Beatrycze, kiedy miała dziewięć lat, roziskrzona dzieweczka, umalowana i urocza, cała w klejnotach, w purpurowej sukni, i to w roku 1274, we Florencji, podczas prywatnej biesiady w miłym miesiącu maju. A gdy z kolei Petrarka oszalał dla swej Laurki, była ona jasnowłosą nimfetką lat zaledwie dwunastu i biegła wśród podmuchów wiatru, w obłoku pyłków kwietnych i kurzu kwiat w locie, na pięknej równinie ujrzanej ze wzgórz Vaucluse.
>>
pojde do biedronki po chlebek i sobie piwko kupie tez :3
>>
File: 1750395679962756.jpg (183 KB, 1080x1077)
183 KB
183 KB JPG
>>214371986
zam00łka w sensie
już lepiej sobie coś pooglądać
>>
Bądźmy wszelako porządni i cywilizowani. Humbert Humbert bardzo się starał być grzeczny. Starał się szczerze i prawdziwie. Darząc najwyższym szacunkiem zwykłe dzieci, tak czyste i kruche, pod żadnym pozorem nie naraziłby na szwank ich niewinności, gdyby istniało choćby najmniejsze ryzyko awantury. Jakże jednak łomotało mu serce, ilekroć w ciżbie niewiniątek dostrzegł demoniczną dziecinkę, "enfant charmante et fourbe", zamglony wzrok, czerwone usta, dziesięć lat więzienia, jeżeli dasz jej choćby poznać, że na nią patrzysz. Tak więc mijało życie. Humbert był w pełni zdolny do stosunku z Ewą, lecz tęsknił za Lilith. Pączkowanie piersi stanowi wczesny etap (10,7 roku) w sekwencji zmian somatycznych towarzyszących pokwitaniu. Następny dostrzegalny objaw dojrzewania to pierwszy porost włosów łonowych o wyraźnej pigmentacji (11,2 roku). Mam w swej miseczce pchełek po brzegi.
>>
Rozbity statek. Atol. Sam na sam z dygoczącym dzieckiem pasażera, który utonął. Kochanie, to tylko taka zabawa! Ach, cudowne były moje urojone przygody, gdy siadywałem na twardej ławce w parku, udając, że pochłania mnie drżąca książka. Nimfetki swobodnie igrały wokół cichego naukowca, jakby był z dawna znajomym posągiem lub plamą cieni i lśnień starego drzewa. Pewnego razu idealna pięknotka w sukience w szkocką kratę narobiła
brzęku, stawiając ciężkozbrojną stopę obok na ławce, żeby wbić we mnie smukły nagi łokieć i mocniej dopiąć pasek wrotki, ja zaś stopniałem w słońcu, z książką zamiast figowego listka, gdy kasztanowe kędziory opadły kaskadą na jej otarte kolano, a cień liści, który z nią dzieliłem, zapulsował i rozpłynął się po świetlistej kończynie tuż przy mym kameleonim policzku. Kiedy indziej rudowłosa uczennica zawisła nade mną w metrze, a rdzawe objawienie spod jej pachy weszło mi w krew na długie tygodnie.
Mógłbym wymienić całe mnóstwo takich jednostronnych romansów w miniaturze.
>>
Niektóre kończyły się w zawiesistym aromacie piekła. Zdarzało mi się na przykład ujrzeć z balkonu oświetlone okno naprzeciwko, w którym domniemana nimfetka rozbierała się przed uczynnym lustrem. W ten sposób izolowana i oddalona, wizja ta nabierała szczególnie przenikliwego czaru, czym prędzej więc gnałem ku samotnemu spełnieniu. Wtem jednak nagle i diabolicznie -
>>
delikatny deseń wielbionej nagości przeobrażał się pod lampą we wstrętne, gołe ramię mężczyzny, który w samej bieliźnie czytał przy otwartym oknie gazetę w gorącą, parną, beznadziejną letnią noc.
Skakanka, klasy. Ta starucha w czerni, co usiadła przy mnie na ławce, na moim szafocie rozkoszy (jakaś nimfetka akurat macała pode mną, szukając zgubionej szklanej kulki), i spytała, czy brzuch mnie boli, bezczelna wiedźma. Ach, zostawcie mnie samego w moim parku pokwitań, w mszystym ogrodzie. Niech się bawią wokół mnie bez końca.
Niech nigdy nie dorosną.
A propos: często zastanawiałem się, co też wyrosło z tych nimfetek?
Czyżby w naszym świecie z kutego żelaza, w tej kratownicy przyczyn i skutków, potajemny dreszcz, który im skradłem, mógł pozostać bez wpływu na ich przyszłość? Posiadłem dzieweczkę a ona nic o tym nie wiedziała. No, dobrze. Ale czy później na niej się to nie odbiło? Czy jakoś nie wypaczyłem kolei losów małej, uwikławszy jej wizerunek w swoje wyuzdanie? Och, było to dla mnie i jest po dziś dzień podnietą do głębokiej, straszliwej zadumy.
>>
oh, żydzi
>>
nie wiem czy isc na koncert bladee
>>
W końcu jednak się dowiedziałem, jak wyglądają nimfetki o chudych ramionkach, prześliczne do szaleństwa, kiedy już dorosną. W szare wiosenne popołudnie szedłem, pamiętam, ruchliwą ulicą gdzieś koło Madeleine. Niska, szczupła dziewczyna minęła mnie żwawym, żywym krokiem, stukając wysokimi obcasami, oboje równocześnie spojrzeliśmy na siebie, przystanęła, a ja podszedłem i zaczepiłem ją. Ledwie mi sięgała do włosów na piersi, miała okrągłą buzię z dołeczkami typ częsty u francuskich dziewcząt; podobały mi się jej długie rzęsy i obcisła, prosta w kroju sukienka perłowoszare
etui dla młodego ciała, które zachowało jeszcze i to właśnie było owo nimfie echo, chłód zachwytu, nagły zryw w moich lędźwiach pewną dziecięcość, wciąż obecną w profesjonalnym fretillement jej fertycznego kuperka. Gdy spytałem o cenę, odparła natychmiast, z melodyjną, srebrzystą precyzją (ptak, istny ptak!): Cent.
Próbowałem się targować, ale zauważyła okropną, samotną tęsknotę w moich spuszczonych oczach, zwróconych hen, w dół, na jej wypukłe czoło i lilipuci kapelutek (dookoła wstążka, bukiecik), więc strzepnąwszy rzęsami powiedziała:
Tant pis i zrobiła taki ruch, jakby chciała odejść. Kto wie, czy zaledwie trzy lata wcześniej nie widziałem, jak wraca ze szkoły! Ta wizja rozstrzygnęła sprawę. Dziewczyna poprowadziła mnie po tradycyjnie stromych schodach, dzwonek tradycyjnie przetarł szlak przed monsieur, który mógł
>>
przecież nie mieć ochoty na spotkanie z innym monsieur w trakcie żałobnej wspinaczki do nędznego pokoiku: łóżko, bidet ot i cały wystrój. Zgodnie z tradycją od razu poprosiła o swój petit cadeau, ja zaś zgodnie z tradycją spytałem, jak jej na imię (Monique) i ile ma lat (osiemnaście). Dość dobrze już znałem banalny obyczaj ulicznic. "Dix-huit" odpowiadają wszystkie skrupulatnym świergotem, nutą nieodwołalną i melancholijnie kłamliwą, czasem i po dziesięć razy dziennie, biedactwa. Lecz w przypadku Monique nie było cienia wątpliwości, że raczej dodaje sobie niż odejmuje rok czy dwa.
>>
heh 7 krajów w tym roku a wy co polaczki tylko pewnie żabka i urząd pracy pewnie
>>
Wydedukowałem to z wielu detali jej zwięzłego, schludnego, interesująco niedojrzałego ciała. W fascynująco szybkim tempie zrzuciła ubranie i stała przez chwilę, częściowo spowita podszarzałym tiulem firanki, zastygła jak stalagmit, z infantylną przyjemnością słuchając katarynki, której dźwięki wzbijały się z dławiącego się kurzem podwórka. Kiedy obejrzałem jej drobne dłonie i głośno zwróciłem uwagę, że ma brudne paznokcie, odparła, naiwnie marszcząc brwi:
>>
ale to społeczeństwo jest tak po prostu głupie:

- r------ł 1 z 48 państwowych f16 za 250mln zł (jeszcze jakby za swoje się r----------ł to kij z nim)

- przez popisywanie się i naginanie procedur bezpieczeństwa, bo lubił latać "na krawędzi" sam się zabił - seba z bmw jak się owinie wokół drzewa to nie ma tragedii narodowej

- to jest też narażanie publiczności na takich pokazach jak lata w granicach możliwości

- to on sam swoim bezmyślnym zachowaniem osierocił swoich synów

- dzieciaki podobno dostaną rentę po starym

- biedy na pewno nie klepali, jak matka lekarka, to nadal na jakimś poziomie będą żyć, może nie dostaną nowego mercedesa na 18 urodziny, a pewnie 2-3 letnią astrę

- dureń dostanie pewnie jakieś pośmiertne odznaczenia i cześć i chwałę bohaterom, że na cywilnym treningu się r----------ł z głupoty

- ten naród jest głupi, bogatym dokładają a niektóre dzieci głodne do szkoły idą, wstyd za wpłacających na zbiórkę

- od razu wjazd z kontrolą do wojska, kto pozwalał na takie manewry, i wywalać od razu, są przecież jakieś procedury bezpieczeństwa i zasady sterowania taką maszyną

dla mnie to jest zwykła BRAWURA I POPISYWANIE SIĘ przed tłumem tak jak seba w zdezelowanym bmw popisuje się przed kolegami i karyną,
teraz mu budują pośmiertny pomnik
>>
Codzienne przypomnienie.
>>
File: 130724728_p0.jpg (373 KB, 635x1485)
373 KB
373 KB JPG
moja żona
>>
Oui, ce n'est pas bien i podeszła do umywalki, ale powiedziałem, że mi to nie przeszkadza, nie przeszkadza ani trochę. Z krótko przyciętymi włosami szatynki, szarymi rozświetlonymi oczami i bladą cerą wyglądała absolutnie uroczo. W biodrach nie była szersza niż kucający chłopiec; ba! -
>>
nie waham się wyznać (i w gruncie rzeczy właśnie dlatego z wdzięcznością mitrężę aż tyle czasu z małą Monique w tiulowoszarej izdebce pamięci), że spośród osiemdziesięciu paru grues, którym kazałem się zoperować, tylko przy niej poczułem ukłucie prawdziwej rozkoszy.
Il etait malin, celui qui a invente ce truc-la oświadczyła przyjaźnie i z tym samym eleganckim pośpiechem wskoczyła w ubranie.
>>
>>214372288
oski wypad
>>
Kiedy poprosiłem o drugą, bardziej wyrafinowaną randkę wieczorem tego samego dnia obiecała spotkać się ze mną o dziewiątej w kawiarni na rogu, przysięgając, że w całym swym młodym życiu nikomu jeszcze nie spłatała figla, który określa się wyrażeniem poser un lapin. Wróciliśmy do znanego mi już pokoju, a ja nie mogłem się powstrzymać, żeby jej nie powiedzieć,
jaka jest ładna, na co odparła skromnie:
Tu es bien gentil de dire ca.
>>
Widząc zaś to, co sam także dostrzegłem w lustrze, w którym odbijał się nasz mały eden otóż widząc, że wargi wykrzywia mi upiorny szczękościsk roztkliwienia, sumienna mała Monique (tak, w dzieciństwie na pewno była nimfetką!) spytała, czy powinna zetrzeć z ust warstwę czerwieni avant qu'on se couche, bo może mam zamiar ją pocałować. Oczywiście miałem zamiar. Nigdy przedtem z żadną młodą damą aż tak nie popuściłem sobie wodzy, a ostatni obraz długorzęsej Monique, jaki wyniosłem z owej nocy, zabarwiony jest wesołością, która z rzadka tylko towarzyszy epizodom mojego upokarzającego, plugawego, małomównego życia erotycznego. Wydawała się ogromnie rada z pięćdziesięciu franków premii, które jej dałem, kiedy szparko wyszła w noc, w kwietniową mżawkę, a Humbert Humbert ciężko kroczył jej wąskim tropem.
>>
czemu ten typ spamuje jakiś bełkot
>>
>>214372439
żeby głupi miał pytanie
cwelu
>>
Przystanąwszy przed jakąś witryną oświadczyła z wielką werwą: Je vais m'acheter des bas! i obym nigdy nie zapomniał chwili, gdy z jej dziecinnych paryskich ust wyprysło owo "bas" wymówione z apetytem, który nieomal zmienił "a" w krótkie, jędrne, wybuchowe "o", jak w słowie "bot".
>>
>>214372384
>on myśli że tutaj nie wchodzą same oskary
>>
>>214372325
przypomnienie czego
>>
kupowac bilety na bladee czy nie
2 stowy
>>
>>214372466
>niedziela
ah no tak
>>
>>214372288
japa koniu
>>
>>214372472
czemu nie, ale ktoś jeszcze slucha blejdiego albo jang lina i podobnych?? mi to minelo z wiekiem 17 lat
>>
Nazajutrz kwadrans na trzecią po południu przyjąłem ją u siebie, lecz tym razem poszło gorzej, tak jakby przez noc stała się mniej dziewczęca, bardziej kobieca. Zaraziłem się od niej przeziębieniem, odwołałem więc czwartą randkę, bez żalu przerywając emocjonalny serial, który miał
wszelkie szanse obarczyć mnie balastem rozdzierających rojeń i wreszcie wyczerpać się w drętwym rozczarowaniu. Niech zatem szczwana, szczupła Monique pozostanie tym, kim była zaledwie przez parę minut: występną nimfetką prześwitującą spod skóry rzeczowej młodej kurewki.
>>
>>214372472
ja wydałem 5k na dwa bilety VIP na taylor, więc chuj mnie twoje biedackie rozkminy
>>
>>214372499
spokojnie kupie labubu i matche za nas dwóch
>>
Jest ok
>>
Nasza krótka znajomość nasunęła mi rozumowanie, które czytelnikowi znającemu się na rzeczy wydać się może całkiem oczywiste. Ogłoszenie ze sprośnego czasopisma zawiodło mnie w pewien mężny dzień do biura niejakiej Mademoiselle Edith, ta zaś na początek zaproponowała, żebym sobie dobrał
>>
>>214372502
no dobra to kupuje
>>
100 pompek, 100 przysiadów, 100 brzuszków, 10 km biegu
>>
bratnią duszę ze zbioru dość oficjalnych fotografii umieszczonych w dość zbrukanym albumie ("Regardez-moi cette belle brune!"). Kiedy odepchnąłem album i odważyłem się wyjawić swe zbrodnicze życzenie, zrobiła minę, jakby chciała pokazać mi drzwi; gdy jednak spytała, na jaki wydatek jestem przygotowany, zgodziła się skontaktować mnie z osobą qui pourrait arranger la chose. Nazajutrz wulgarnie umalowana astmatyczka, gadatliwa i cuchnąca czosnkiem, z nieomal komediowym akcentem prowansalskim i z czarnym wąsikiem nad fioletową wargą zaprowadziła mnie do własnego, jak odgadłem, domostwa, stuliła tłuste palce prawej ręki i rozgłośnie ucałowawszy ich czubki na znak, że jej towar to prawdziwe delicje, istny pączuś róży, teatralnym gestem odsunęła kotarę, odsłaniając tę część pokoju, w której najwidoczniej sypiała liczna i niewybredna rodzina. Nie było tam nikogo prócz monstrualnie pulchnej, odrażająco pospolitej dziewczynki lat co najmniej piętnastu, brunetki o niezdrowej cerze i grubych warkoczach z czerwonymi
>>
ale mi gówno ostre wychodzi z dupki uff ahh
>>
>>214372578
Nie espominaj wieku na za chwilę mam 30
>>
>>214372602
masz kubki smakowe w dupie?
>>
>>214372547
nie dzieki, wsadź se labubu w dupe biedaku
>>
kokardami, która siedziała na krześle, od niechcenia kołysząc łysą lalkę.
Kiedy pokręciłem głową i spróbowałem się wykaraskać z potrzasku, kobieta wśród potoków słów zaczęła ściągać szarobury wełniany sweter z torsu młodej olbrzymki; widząc jednak, że niezłomnie trwam w zamiarze odejścia, zażądała son argent. Otworzyły się drzwi w głębi pokoju i dwaj mężczyźni, którzy dotąd jedli w kuchni kolację, przyłączyli się do sprzeczki. Byli niekształtni, z gołymi szyjami, bardzo smagli, a jeden nosił ciemne okulary. Za plecami mężczyzn kryło się dwoje dzieci, mały chłopiec i umorusany, krzywonogi berbeć. Zgodnie z arogancką logiką zmory sennej rozsierdzona rajfurka oświadczyła, wskazując osobnika w ciemnych okularach, że pracował on dawniej w policji, lui, więc lepiej żebym zrobił, jak mi radzą. Podszedłem do Marie to bowiem gwiaździste imię nosiła która tymczasem po cichu przetaszczyła swój ciężki zad na taboret przy kuchennym stole i znów zajęła się poniechaną na chwilę zupą, a berbeć złapał lalkę.
Nagły przypływ litości nadał wymiar dramatu mojemu idiotycznemu gestowi, gdy wciskałem banknot w jej obojętną dłoń.
Przekazała mój dar byłemu detektywowi, po czym łaskawie pozwolono mi odejść.
>>
>>214372605
ja 05 jestem
po co tu siedzisz
>>
>>214372602
baza sraki, ja tam lubie jak gnój mi smyra prostate przy wyjściu, potem dodatkowa stymulacja paluchem (w papierze) żeby wydobyć resztki
>>
Ok jestem najebany za bardzo przestaje prostować sory wiara
>>
ZIOMEK
ALKO
LMAO
>>
07 tutaj

moja gf 010
>>
Nie wiem, czy album stręczycielki nie był przypadkiem kolejnym ogniwem pewnego łańcuszka; faktem jest, że wkrótce potem dla własnego bezpieczeństwa postanowiłem się ożenić. Pomyślałem, że regularny tryb życia, domowe obiady, rozmaite małżeńskie konwencje, rutynowa profilaktyka sypialnianych zajęć oraz, kto wie, prawdopodobny w końcu rozkwit pewnych wartości moralnych, pewnych duchowych namiastek, może mi pomóc jeśli nawet nie całkiem wyzbyć się upadlających i niebezpiecznych pragnień, to przynajmniej łagodnie trzymać je na wodzy. Dzięki odrobinie pieniędzy, która trafiła mi się po śmierci ojca (nic wielkiego "Miranę" sprzedano na długo przedtem), a także uderzającej, choć nieco brutalnej urodzie, mogłem z całym spokojem rozpocząć zabiegi. Po gruntownym namyśle wybór mój padł na córkę pewnego polskiego lekarza: traf chciał, że poczciwiec ten leczył mnie z zawrotów głowy i z tachykardii. Grywaliśmy w szachy: jego córka przyglądała mi się zza sztalug i wszczepiała pożyczone ode mnie oczy bądź
>>
wrocilem do warszawy a jutro do roboty w goldman sachs
>>
File: 1756376059073929m.jpg (113 KB, 1020x1024)
113 KB
113 KB JPG
>>214372632
Nie mam przyjaciół
>>
>>214372674
to ale nieironicznie
>>
knykcie w kubistyczny szmelc, który utalentowane panienki malowały podówczas zamiast jaśminów i jagniąt. Pozwolę sobie powtórzyć z cichą emfazą: byłem i mimo tous mes malheurs pozostałem wyjątkowo przystojnym mężczyzną; powolnym w ruchach, wysokim, o puszystych ciemnych włosach i posępnym, lecz tym bardziej przez to uwodzicielskim wyrazie twarzy.
>>
>>214372620
widocznie tak, aż mi dupe ścisnęło i mam obsrane wszystko wokół dziury eh
>>214372646
to były dźwięki boleści
>>
07 zgłoś się
>>
>>214372685
jecie tam dzieci na brunch?
>>
>>214372685
nie dziwi mnie w ogóle że największa atencyjna spierdolina nitki łyka żydowską spermę za jakieś grosze
>>
>>214372728
jem gówna jak ty na śniadanie
>>
Wyjątkowa męskość często przejawia się w cenzuralnych rysach podmiotu jako
swego rodzaju ponure przekrwienie symptom tego, co musi on ukrywać. Tak też było i ze mną. Doskonale zdawałem sobie sprawę, niestety, że jednym pstryknięciem palców mogę zdobyć każdą dorosłą kobietę, jaka mi się spodoba; przywykłem nawet nie zwracać na nie zbytniej uwagi, póki same nie dojrzeją i ociekając sokiem nie runą na me zimne łono. Gdybym niczym jakiś francais moyen gustował w efektownych damach, wśród wielu oszalałych piękności, których chucie chłostały mą chmurną skałę, bez trudu znalazłbym stworzenia dużo bardziej fascynujące niż Waleria. O moim wyborze przesądziły jednak inne względy, a ich sedno stanowił, co zrozumiałem poniewczasie, żałosny kompromis. W sumie dowodzi to, jak strasznym głupcem był zawsze nieszczęsny Humbert w sprawach seksu.
>>
>>214372741
Myślałem że to ja jestem najbardziej zjebaną nowociotą
>>
Choć mówiłem sobie, że pragnę tylko czyjejś kojącej obecności, sławetnego pot-au-feu, żywej atrapiczy, naprawdę w Walerii pociągały mnie jej pozy małej dziewczynki.
Przybierała je nie dlatego, że czegoś się o mnie domyślała; taki po prostu miała styl a ja połknąłem haczyk.
>>
>>214370597
ja w zamrażarce trzymam na przykład
>>
>>214372781
no jesteś, wiem ze nie pierwszy raz się tym chwalisz jebany koniu, niech wszyscy wiedzą
>>
zjadlbym jakies koreanskie jedzenie
>>
W rzeczywistości co najmniej dobiegała trzydziestki (nigdy nie udało mi się ustalić, ile dokładnie ma lat, bo nawet jej paszport łgał), a cnotę zapodziała w okolicznościach, które zmieniały się zależnie od nastroju, w jakim snuła swe reminiscencje. Ja zaś wykazałem się naiwnością spotykaną tylko u zboczeńców. Waleria była puszysta i swawolna, ubierała się a la gamine, szczodrze odsłaniała gładkie nogi, umiała podkreślić czernią aksamitnego pantofelka biel nagiego podbicia, wydymała usteczka, pokazywała dołeczki, hasała, furkotała tyrolskimi spódniczkami i potrząsała krótkimi kędziorami blond w najbardziej uroczy i oklepany sposób, jaki można sobie wyobrazić.
>>
zapisał ktoś te zdjęcia które koń wrzucał z la? trzeba wysłać maila od zaniepokojonego inwestora, bo pracownik żydowskiej firmy się wydaje w pyskówki na pedofilskim forum
>>
>>214372741
no i chuj mi z tych pieniedzy jedyne co se moge to pojezdzic po swiecie ale nadal bede prawikiem i nim zdechne bo wsrod zoomerek tylko bejbifejs sie liczy i fluffyfringe
>>
>>214372806
ktos tu lewą nogą wstał
>>
>>214372583
przez cały rok???
>>
>>214372691
baza ja tez
>>
File: 1756373216428706.jpg (46 KB, 330x488)
46 KB
46 KB JPG
>>214372806
Chwalę się byciem zjebanym
>>
Po niedługiej ceremonii w mairie zawiozłem ją do świeżo wynajętego mieszkania i zanim jej dotknąłem, kazałem włożyć ku lekkiemu jej zaskoczeniu zwykłą dziewczęcą koszulę nocną, którą zdołałem zwędzić z bieliźniarki pewnego sierocińca. Noc poślubna sprawiła mi niejaką przyjemność i jeszcze przed wschodem słońca doprowadziłem idiotkę do zupełnej histerii. Ale rzeczywistość wkrótce upomniała się o swoje prawa.
Spod tlenionych loków wyjrzały melaniczne korzenie; puch na golonym goleniu zeszczeciniał; ruchliwe, wilgotne usta, choćbym nie wiedzieć jak napychał
je miłością, zdradzały haniebne podobieństwo do swego odpowiednika z drogocennego portretu jej ropuchowatej a nieżyjącej już mamuni; i oto niebawem zamiast bladej dziewczyneczki z rynsztoka Humbert Humbert miał na karku rosłe, pękate, krótkonogie, piersiaste i właściwie bezmózgie babsko.
>>
>>214372856
zamknij pysk
>>
mam ciemną triadę
jestem prawnikiem, prawikiem i prawakiem
>>
kto ze mna idzie na bladee
>>
blade 3: ciemna triada
>>
>>214373046
a bedzie frotting fromplanks
>>
>>214373081
moze na afterku
>>
mewing, frotting i spending
>>
afterek w twojej mordzie
>>
Ten stan rzeczy trwał od roku 1935 do 1939. Walerii to tylko trzeba oddać, że z natury była milkliwa, co przyznam napawało dziwną zacisznością nasze ciasne, obskurne mieszkanko: dwa pokoje, w jednym oknie mgławy pejzaż, w drugim ceglany mur, tycia kucheneczka, wanna w kształcie buta, w której czułem się jak Marat, tyle że żadna dziewoja nie pochylała nade mną białej szyi, iżby mnie dźgnąć. Spędziliśmy sporo miłych wieczorów, ona pogrążona w "Paris-Soir", ja zapracowany przy chwiejnym stoliku.
>>
Chadzaliśmy do kina, na wyścigi kolarskie i mecze bokserskie. Po jej zleżałe ciało sięgałem bardzo rzadko, wyłącznie w chwilach wielkiej niecierpliwości i rozpaczy. Sklepikarz z przeciwka miał córeczkę, której cień doprowadzał mnie do szaleństwa; lecz dzięki Walerii znajdowałem przecież legalne wyjścia z tego nieprawdopodobnego impasu. Co do gotowania, porozumieliśmy się bez słów, że likwidujemy pot-au feu, i odtąd przeważnie jadaliśmy w zatłoczonym lokalu na rue Bonaparte, gdzie obrusy poplamione były winem i często słyszało się cudzoziemski szwargot. Tuż obok pewien marszand wystawił w zagraconej witrynie wspaniałą, przepyszną, zielono-czerwono-złoto-granatową, pradawną amerykańską rycinę lokomotywa z gigantycznym kominem, wielkimi barokowymi latarniami i ogromnym zderzakiem w kształcie pionowego rusztu ciągnęła wagony koloru lilaróż przez burzliwą noc na prerii, wtryskując obfitość czarnego, iskrami inkrustowanego dymu w mroczne futra chmur.
>>
Które w końcu pękły. Latem roku 1939 mon oncle d'Amerique zmarł, zapisując mi kilka tysięcy dolarów rocznego dochodu, pod warunkiem, że zamieszkam w Stanach i okażę nieco zainteresowania jego firmą. Perspektywa ta nadzwyczaj mi odpowiadała. Czułem, że pora na jakieś przetasowania w moim życiu. Poza tym mole zdążyły już wygryźć pierwsze dziurki w pluszu małżeńskich pieleszy. Od paru tygodni raz po raz stwierdzałem, że moja tłusta Waleria jest jakby nie ta sama; zrobiła się dziwnie niespokojna; chwilami zdradzała nawet coś w rodzaju irytacji, zupełnie nie pasującej do stereotypu, który miała przecież uosabiać. Kiedy oznajmiłem, że wkrótce popłyniemy do Nowego Jorku, zmartwiło ją to i skonfundowało. W sprawie jej papierów wynikły jakieś marudne komplikacje. Paszport nansenowski, a raczej nonsensowny, stawiał przed nią bariery, które nie wiedzieć czemu nawet udział w solidnym obywatelstwie szwajcarskim męża nie bardzo mógł
przełamać; uznałem więc, że właśnie konieczność stania w kolejce do prefecture oraz inne formalności wtrącają ją w taką apatię, chociaż cierpliwie opisywałem jej Amerykę, krainę różanych dzieciątek i olbrzymich drzew, gdzie żyć nam się będzie dużo lepiej niż w drętwym, durnym Paryżu.
>>
Pewnego ranka wychodziliśmy z gmachu jakiegoś urzędu, Waleria miała już papiery w prawie zupełnym porządku i telepała się obok mnie jak kaczka, gdy wtem zaczęła energicznie kręcić upudloną głową, nie mówiąc ani słowa.
Odczekawszy chwilę spytałem, czy ma wrażenie, że coś jej w środku uwięzło.
Odparła (tłumaczę jej francuską kwestię, która sama była zapewne przekładem
jakiegoś słowiańskiego banału):
W moim życiu jest inny mężczyzna.
Otóż takich słów żaden mąż rad nie słucha. Przyznam, że mnie oszołomiły.
Pobić ją na ulicy, natychmiast i na miejscu, jak szczery prostak, było niepodobieństwem. Lata potajemnych cierpień nauczyły mnie nadludzkiego wprost opanowania. Wsadziłem ją więc do taksówki, która już od pewnego czasu zachęcająco sunęła przy samym krawężniku, i w tym względnym odosobnieniu spokojnie zaproponowałem, żeby szerzej skomentowała swój wariacki komunikat. Dławiła mnie narastająca furia nie żebym szczególnie przepadał za Madame Humbert, tą komiczną postacią, ale kwestie związków legalnych na równi z nielegalnymi ja tylko miałem prawo rozstrzygać, a tymczasem Waleria, żona z komedii rodem, bezczelnie przymierzała się do tego, aby wedle własnego widzimisię zadecydować o moich wygodach i losie.
Tonem nie znoszącym sprzeciwu spytałem o nazwisko jej kochanka. Ponowiłem pytanie; dalej jednak bredziła niczym w burlesce, rozprawiając o tym, jaka była ze mną nieszczęśliwa, i zapowiadając rychły rozwód.
>>
File: 11.jpg (65 KB, 607x401)
65 KB
65 KB JPG
>>214370220
>>
Mais qui est-ce? krzyknąłem wreszcie, waląc ją kułakiem w kolano; nawet się nie skrzywiła, tylko spojrzała na mnie tak, jakby odpowiedź była zbyt prosta, aby dało się zawrzeć ją w słowach, po czym zdawkowo wzruszyła ramionami i wskazała karczysko taksówkarza. Ten zahamował przed jakąś kafejką i przedstawił się. Nie pamiętam jego groteskowego nazwiska, lecz mimo upływu lat wciąż dość wyraźnie widzę krępego Rosjanina, eks-pułkownika Białej Gwardii z krzaczastym wąsem, ostrzyżonego na jeża; tysiące takich typów parały się wtedy w Paryżu tą kretyńską pracą. Usiedliśmy przy stoliku; żołnierz cara zamówił wino; Waleria obłożyła sobie kolano mokrą serwetką i mówiła dalej ale raczej we mnie niż do mnie; lała w tę czcigodną czaszę potoki słów, o jakich zasób nigdy jej nie podejrzewałem.
>>
File: 1754296999456851.jpg (42 KB, 551x573)
42 KB
42 KB JPG
ughhhh vgh ziew ziewerino wstanerino BIAŁY BYK wstał
>>
Co pewien czas strzelała salwą słowiańszczyzny w swego flegmatycznego kochanka. Sytuacja była absurdalna, zwłaszcza odkąd taks-pułkownik z uśmiechem posiadacza przerwał Walerii i jął roztaczać przede mną własne poglądy i plany. Ostrożną, okropnie akcentowaną francuszczyzną naszkicował
świat miłości i pracy, w który zamierzał wkroczyć ręka w rękę z Walerią, swoją dziecinką-żoną. Ona tymczasem zaczęła się upiększać, siedząc między nami szminkowała usta złożone w ciup, rolowała podbródek w trzy fałdy, żeby skubnąć palcami dekolt bluzki i tak dalej, on zaś mówił o niej jak o nieobecnej, a zarazem jak o małej podopiecznej, którą mądry mentor dla jej własnego dobra niniejszym oddaje pod kuratelę jeszcze mądrzejszemu; a choć moja bezsilna wściekłość mogła przejaskrawić i zniekształcić pewne wrażenia, przysiągłbym, że wręcz radził się mnie w takich sprawach, jak jej dieta, miesiączki, garderoba i książki, które przeczytała lub przeczytać powinna.
Myślę powiedział że spodoba jej się "Jean Christophe"?
O, nie lada był z pana Taksowicza uczony.
>>
Położyłem kres temu bełkotowi, proponując, żeby Waleria natychmiast spakowała swój niewielki majątek, na co trywialny pułkownik rycersko zaofiarował się znieść jej bagaż do taksówki. Z powrotem wchodząc w rolę, którą pełnił z tytułu swego zawodu, zawiózł Humbertów do ich rezydencji, przez całą zaś drogę Waleria gadała, a Humbert Groźny naradzał się z Humbertem Małym, czy Humbert Humbert powinien zabić ją czy raczej jej kochanka, czy też oboje, a może jednak nikogo. Pamiętam, jak kiedyś trzymałem w ręku pistolet kolegi ze studiów, w czasach (chyba jeszcze o nich nie wspominałem, ale mniejsza z tym), gdy bawiłem się myślą, żeby nacieszyć się jego siostrzyczką, prawie ażurową nimfetką z czarną wstążką we włosach, i palnąć sobie w łeb. Otóż jadąc taksówką zastanawiałem się, czy Waleczkę (bo tak na nią mówił pułkownik) naprawdę warto zastrzelić, udusić lub utopić. Miała bardzo delikatne nogi, postanowiłem więc zadowolić się tym, że zadam jej straszliwy ból, skoro tylko zostaniemy sami.
>>
Ale nie zostaliśmy. Waleczka której z oczu chlusnęły tymczasem strugi łez podbarwionych błockiem z tęczowego makijażu zaczęła mimo to pakować kufer, dwie walizki i rozlatujące się pudło, a choć w wyobraźni wkładałem pionierki i z rozbiegu kopałem ją w zad, nie mogłem, rzecz jasna, ziścić tych rojeń, bo przeklęty pułkownik stale krążył w pobliżu. Nie powiem, że zachowywał się bezczelnie, nic podobnego; wręcz przeciwnie, popisywał się -
na marginesie tych teatraliów, w które byłem uwikłany dyskretną, spotykaną tylko w starym świecie uprzejmością: każdy swój ruch okraszał
>>
>>214373154
>>214373111
>>214373080
>>214373031
>>214372995
^ dobre posty
>>
całą gamą źle akcentowanych przeprosin (i'ai demannde pardonne proszę o wybaczenie est-ce que j'ai puis czy wolno mi i tak dalej), a gdy Waleczka zamaszystym gestem ściągała ze sznurka nad wanną różowe majtki, taktownie się odwrócił; wydawało się jednak, że jest wszędzie naraz, le gredin, że wtapiając się całą swą postacią w anatomię mieszkania czyta w moim fotelu moją gazetę, a równocześnie rozplątuje zasupłany sznurek, skręca papierosa, liczy łyżeczki, idzie do łazienki, pomaga swojej cizi zawinąć elektryczny wiatrak, który dostała od ojca, i wreszcie wynosi jej bagaż na ulicę. Siedziałem z założonymi rękami, z jednym biodrem na parapecie, umierając z nienawiści i nudy. W końcu oboje opuścili roztrzęsione mieszkanie wibracja drzwi, które za nimi zatrzasnąłem, wciąż jeszcze dźwięczała mi w każdym nerwie, nędzna namiastka ciosu grzbietem dłoni, jaki zgodnie z regułami kina powinienem był wymierzyć Waleczce prosto w kość policzkową. Niezręcznie grając swą rolę popędziłem do łazienki, żeby sprawdzić, czy zabrali moją wodę kolońską import z Anglii; nie, nie zabrali; spostrzegłem za to z dreszczem dzikiego obrzydzenia, że były Radca Dworu dokładnie opróżniwszy pęcherz nie spuścił wody. Ta dostojna sadzawka cudzoziemskiej uryny, w której pomału rozmiękał
>>
napęczniały, zbrązowiały niedopałek, wydała mi się koronną zniewagą, zacząłem więc jak szalony rozglądać się za orężem. W istocie, przypuszczam, poczciwy pułkownik (Maksimowicz! jego nazwisko raptem drynda się na
>>
>>214373518
wszystkie moje
>>
powierzchnię pamięci), jak oni wszyscy bardzo przestrzegający form, powodował się tylko prostą uprzejmością rosyjskiego mieszczanina (być może zaprawioną orientem), gdy przystojną ciszą maskował swą prywatną potrzebę, żeby nie podkreślać niewielkich rozmiarów domostwa gospodarza, spłukując grubiańską kaskadą własną ostrożną strużkę. Nie przyszło mi to jednak do głowy, kiedy jęcząc z wściekłości przetrząsałem kuchnię w poszukiwaniu czegoś lepszego niż miotła. W końcu zaniechałem tych plądrowań i wypadłem na ulicę z bohaterskim postanowieniem, że rzucę się nań z gołymi pięściami; pomimo wrodzonego wigoru pięściarz ze mnie jest żaden, podczas gdy niski lecz barczysty Maksimowicz wyglądał jak odlany z surowego żelaza. Pustka panująca na ulicy, na której jedynym śladem po mojej żonie był lśniący guzik ze sztucznego tworzywa, przez trzy zbędne lata przechowywany w pękniętym pudełku i wreszcie upuszczony w błoto, oszczędziła mi zapewne krwotoku z nosa. Ale mniejsza o to. Z czasem doczekałem się małej pomsty.
>>
co kupic w rosmanie do mycia podlogi
>>
Pewien mieszkaniec Pasadeny powiedział mi, że pani Maksimowicz, z domu Zborowska, zmarła podczas porodu około roku 1945Ď; ona i jej mąż dotarli jakoś do Kalifornii, gdzie za znakomitym wynagrodzeniem wykorzystano ich w rocznym eksperymencie wybitnego etnologa amerykańskiego. Przedmiotem jego badań było to, jak ludzie różnych ras znoszą dietę złożoną wyłącznie z bananów i daktyli, jeśli stale zachowują pozycję czworonożną. Mój informator, lekarz z zawodu, przysięgał, że widział na własne oczy spasioną Waleczkę i jej pułkownika, szpakowatego już i też nieźle korpulentnego, gdy oboje sumiennie łazili na czworakach po zamiecionej do czysta podłodze jasno oświetlonych pokojów (w jednym owoce, w drugim woda, w trzecim maty i tak dalej) w towarzystwie paru innych zaciężnych czworonogów, których wybrano z ubogich i bezradnych grup społecznych. Szukałem wyników tego doświadczenia w "Przeglądzie Antropologicznym", ale chyba ich jeszcze nie opublikowano. Tego rodzaju owoce nauki potrzebują oczywiście czasu, aby dojrzeć. Mam nadzieję, że zilustrowane zostaną dobrymi fotografiami, kiedy wreszcie ukażą się drukiem, choć nie jest zbyt prawdopodobne, iż w bibliotece więziennej znajdzie się miejsce dla tak uczonych dzieł. Ta, na którą pomimo wszelkich dobrodziejstw mego adwokata jestem ostatnio skazany, stanowi niezły przykład bzdurnego eklektyzmu, rządzącego wyborem książek dla więziennych bibliotek. Mają tu oczywiście Biblię, a także Dickensa (przedpotopowe wydanie, Nowy Jork, nakład G.W. Dillinghama, 1887Ď); jest też "Encyklopedia dla dzieci" (z paroma ładnymi fotkami słońcowłosych skautek w szortach) i "Morderstwo nastąpi..." Agathy Christie; lecz trafiły tu i takie migotliwe bagatele, jak "Włóczęga po Włoszech" Percy'ego Elphinstone'a, autora "Wenecji ponownie odwiedzonej", Boston, 1868, i stosunkowo świeże (1946) "Kto jest kim w światłach rampy" leksykon aktorów, producentó
>>
File: 1746530717930788.png (541 KB, 900x900)
541 KB
541 KB PNG
>>
Przepisuję prawie całą stronę:
Pym, Roland. Ur. Lundy, Massachusetts, 1922. Rzemiosła scenicznego uczył
się w Teatrze Elsynorskim w Derby, Nowy Jork. Debiutował w "Jutrzence".
Spośród licznych jego ról wymienić należy "Dwie przecznice stąd",
"Dziewczynę ubraną na zielono", "Poplątanych mężów", "Dziwną salamandrę",
"Na włosku", "Johna ślicznego", "Śniłaś mi się".
Quilty, Clare, dramaturg amerykański. Ur. Ocean City, New Jersey, 1911.
Studiował na Uniwersytecie Columbia. Pracował w handlu, lecz potem zajął
się dramatopisarstwem. Autor "Małej nimfy", "Pani, która pokochała pioruny"
(we współpracy z Vivian Darkbloom), "Mrocznego wieku", "Dziwnej salamandry", "Ojcowskiej miłości" i innych. Na uwagę zasługują jego liczne sztuki dla dzieci. "Mała nimfa" (1940Ď) przejechała 23 000 km i miała
przedstawień podczas zimowego tournee, zanim w końcu trafiła do Nowego Jorku. Hobby: szybkie samochody, fotografia, zwierzęta-pupile.
Quine, Dolores. Ur. 1882 w Dayton, Ohio. Studiowała na wydziale aktorskim Akademii Amerykańskiej. Pierwszy występ w Ottawie, 1900. Nowojorski debiut w "Nigdy nie rozmawiaj z nieznajomymi" (1904Ď). Od tamtej pory zgrała się w
>>
[następuje lista około trzydziestu sztuk].
Widok imienia mej najdroższej, nawet jeśli przylgnęło do jakiejś starej jędzowatej aktorzycy, jeszcze i dziś sprawia, że kolebię się w bezsilnym bólu! Może i ona miała szansę zostać aktorką. Ur. 1935. Zagrała (widzę, że w poprzednim akapicie omsknęło mi się pióro, ale proszę cię, Clarence, nie poprawiaj tego lapsusu) w "Zamordowanym dramaturgu". Quine pawian.
Skulkowany Quilty. O, Lolito moja, już tylko słowa mam do zabawy!
>>
koń zaczął przeklejać czy co
>>
Sprawa rozwodowa opóźniła moją podróż, więc mroczny tuman kolejnej wojny światowej spadł na całą planetę, nim spędziwszy zimę w Portugalii, między spleenem a zapaleniem płuc, dotarłem wreszcie do Stanów. W Nowym Jorku skwapliwie przyjąłem ofiarowaną przez los synekurę, polegającą głównie na wymyślaniu i opracowywaniu reklam perfum. Odpowiadała mi dorywczość i pseudoliterackość tej pracy, której poświęcałem się, ilekroć nie miałem akurat nic lepszego do roboty. Równocześnie pewien założony w tych wojennych latach nowojorski uniwersytet nalegał, żebym dokończył swoją historię porównawczą literatury francuskiej dla studentów anglojęzycznych.
Tom pierwszy pochłonął kilka lat i rzadko zdarzało mi się wtedy pracować mniej niż piętnaście godzin dziennie. Gdy dziś wspominam tamten okres, widzę, jak precyzyjnie dzieli się on na rozległą strefę światła i wąski
>>
>/polska/
>zajrzyj do środka
>wykop
'_'
>>
cień: światło bije z kojących studiów w zamczystych bibliotekach, cień zaś rzucają moje żrące żądze i bezsenności, o których dość już się naopowiadałem. Czytelnik zdążył mnie trochę poznać, łatwo więc sobie wyobrazi, jak w kurzu i skwarze usiłowałem choćby zerknąć na nimfetki (zawsze dalekie, niestety), bawiące się w Central Parku, i jak odstręczał
>>
>>214373761
nihil novi
>>
mnie blichtr ociekających dezodorantami kobiet pracujących, które nieustannie mi podsyłał znajomy lowelas z pewnego biura. Pomińmy to wszystko. Straszliwe załamanie wtrąciło mnie na rok z górą do zakładu zamkniętego; potem podjąłem pracę aby wkrótce znów poddać się hospitalizacji.
Dziarski żywot pod gołym niebem zdawał się obiecywać niejaką ulgę. Jeden z moich ulubionych lekarzy, czarujący cynik z brunatną bródką, miał brata, i ten właśnie brat zamierzał poprowadzić ekspedycję w arktyczne rejony Kanady. Dokooptowano mnie do niej jako "rejestratora reakcji psychicznych".
Na zmianę z dwoma młodymi botanikami i pewnym starym stolarzem korzystałem niekiedy (lecz bez większych sukcesów) z łask jednej z naszych specjalistek od żywienia, doktor Anity Johnson którą niebawem odwołano, o czym miło mi donieść. O celu ekspedycji pojęcie miałem nikłe. Po liczbie meteorologów w jej składzie można by sądzić, że szukamy miejsca (gdzieś na Wyspie Księcia Walii, jak rozumiem), gdzie ma swe leże wędrowny i chybotliwy biegun północny. Jedna grupa wspólnie z Kanadyjczykami założyła stację meteorologiczną na Cyplu Pierre'a w Cieśninie Melville'a. Inny równie zbłąkany zespół zbierał plankton. Trzeci tropił tuberkulozę w tundrze.
>>
Kamerzysta Bert chwiejny osobnik, w pewnym okresie przydzielony wraz ze mną do całej masy przyziemnych prac (on także miał jakieś kłopoty natury psychicznej) twierdził, że grube ryby z naszego pionu, ci prawdziwi szefowie, których nigdy nie widujemy, zajmują się głównie badaniem wpływu poprawy klimatu na futra lisów polarnych.
Mieszkaliśmy w chatach z drewnianych prefabrykatów w granitowym, prekambryjskim świecie. Wyposażenie mieliśmy znakomite "Reader's Digest", mikser do lodów, chemiczne wychodki, papierowe czapki na Gwiazdkę. Stan mego zdrowia ogromnie się poprawił, mimo a może właśnie z powodu -
nieprawdopodobnej nijakości i nudy otoczenia. Wśród tak zgnębionej flory, jak wierzba krzewiasta i wszelakie mchy, przewiany na wylot i zapewne oczyszczony podmuchami świszczącej wichury, siedząc na głazie pod bezgranicznie przejrzystym niebem (przez którego warstwy nic istotnego jednakowoż nie było widać), czułem się dziwnie wyniesiony ponad własne ja.
Żadne pokusy nie doprowadzały mnie do obłędu. Pulchne i lśniące dziewuszki eskimoskie o rybim odorze, ohydnych kruczych włosach i twarzach świnek morskich budziły we mnie jeszcze mniej pragnień niż doktor Johnson. W
okolicach podbiegunowych nimfetki nie występują.
Pozostawiając lepszym od siebie analizowanie osadów glacjalnych, lodowych grobli, drumli i kremli, przez pewien czas usiłowałem notować to, co
>>
>>214370597
Widziałem to już wcześniej.
>>
naiwnie uważałem za "reakcje" (zauważyłem na przykład, że gdy słońce świeci o północy, sny bywają na ogół wybitnie kolorowe, a kolega kamerzysta potwierdził to spostrzeżenie). Miałem też za zadanie ankietować rozmaitych swych towarzyszy w takich istotnych kwestiach, jak nostalgia, strach przed nieznanymi zwierzętami, zachcianki kulinarne, zmazy nocne, hobby, ulubione programy radiowe, zmiany światopoglądu i tym podobne. Wszystkim tak te pytania zalazły za skórę, że wkrótce rzuciłem całe przedsięwzięcie i dopiero pod koniec swoich dwudziestu miesięcy mroźnych robót (jak je żartem określił jeden z botaników) sporządziłem najzupełniej fałszywy lecz pełen werwy raport, który znajdzie czytelnik w "Roczniku psychofizyki dorosłych"
>>
1945 lub 1946, a także w numerze "Wypraw arktycznych", poświęconym tej akurat ekspedycji; w rzeczywistości wcale nie interesowała się ona miedzią z Wyspy Wiktorii ani niczym podobnym, jak się później dowiedziałem od swojego dobrotliwego doktora; jej prawdziwy cel był bowiem z tych, o których mówi się "cicho, sza", dodam więc tylko, że na czymkolwiek polegał, chwalebnie go osiągnięto.
>>
Czytelnik z żalem się dowie, że wkrótce po powrocie do cywilizacji stoczyłem kolejną walkę z obłędem (jeśli na to okrutne miano zasługuje melancholia i nieznośna udręka). Zupełne wyleczenie zawdzięczam odkryciu, którego dokonałem podczas tej akurat nader kosztownej kuracji w zakładzie. Znalazłem mianowicie niewyczerpane źródło zdrowej radości, gdy nauczyłem się igrać z psychiatrami: sprytnie wodzić ich na manowce, nigdy nie zdradzając, że znam wszystkie kruczki tej profesji; wymyślać zawiłe sny, klasyczne okazy gatunku (po których wysłuchaniu ci wyłudzacze cudzych złud sami zaczynają śnić i budzą się z krzykiem); mamić ich wyssanymi z palca "scenami archetypów"; i ani na mgnienie nie odsłaniać przed nimi istoty swego dylematu seksualnego. Przekupiwszy pielęgniarkę zyskałem dostęp do akt i z dziką uciechą napotkałem w swej karcie choroby takie określenia, jak "utajony homoseksualizm" i "zupełna impotencja". Zabawa była przednia, a jej wyniki w moim przypadku tak posilne, że zostałem tam jeszcze na miesiąc, choć zdążyłem już całkiem wydobrzeć (sypiałem doskonale i jadłem jak uczennica). Potem przedłużyłem pobyt o kolejny tydzień, dla samej przyjemności starcia się z nowo przybyłym tuzem, zabłąkaną na obczyźnie (i niewątpliwie obłąkaną) znakomitością, słynącą z tego, że szczególnie zręcznie wpaja pacjentom przekonanie, jakoby byli niegdyś świadkami własnego poczęcia.
>>
Wypisawszy się ze szpitala jąłem rozglądać się za jakimś miejscem w Nowej Anglii, na wsi lub w sennym miasteczku (szpalery wiązów, biały kościół),
>>
gdzie mógłbym spędzić pracowite lato uczonego, czerpiąc z zapisków zgromadzonych w szczelnie wypchanym pudle i kąpiąc się w pobliskim jeziorze. Odżyło we mnie zainteresowanie pracą, czyli trudami badacza; swoje drugie zajęcie aktywne doglądanie pozgonnych aromatów stryja -
ograniczyłem tymczasem do minimum.
Jeden z dawnych pracowników nieboszczyka, latorośl świetnego rodu, zaproponował mi kilkumiesięczny pobyt u swoich zubożałych kuzynów u emeryta McCoo i jego żony którzy chcieli wynająć piętro swego domu, gdzie do niedawna dyskretnie rezydowała pewna ciotka, obecnie już nieżyjąca.
>>
Dodał, że państwo McCoo mają dwie córki, jedną w wieku niemowlęcym, drugą dwunastoletnią, i piękny ogród nieopodal pięknego jeziora, na co odparłem, że to istny ideał.
Nawiązawszy z nimi korespondencję uspokoiłem ich, że jestem wystarczająco udomowiony, po czym spędziłem w pociągu noc pełną fantazji, wyobrażając sobie z najdrobniejszymi szczegółami, jak będę ową tajemniczą nimfetkę uczył mówić po francusku i pieścił po humbertyjsku. Nikt mnie nie oczekiwał
>>
Odpalam Skyrim
>>
na lalczynej stacyjce, na której wysiadłem ze swą nową i kosztowną walizką, i nikt nie podniósł słuchawki; lecz po pewnym czasie w jedynym hotelu zielono-różowego miasteczka Ramsdale pojawił się półprzytomny McCoo w mokrym ubraniu, z nowiną, że właśnie spalił mu się dom być może za sprawą równoczesnej pożogi, która przez całą noc szalała w mych żyłach. Reszta rodziny, jak twierdził, uciekła na jego farmę, zabierając samochód, ale przyjaciółka żony, niejaka pani Haze, znakomita choć sądząc po nazwisku, nieco mglista osoba gotowa jest gościć mnie u siebie na Lawn Street 342.
>>
File: 1719571046093264.png (846 KB, 959x1075)
846 KB
846 KB PNG
przeklejaczka dosłownie robi to wszystko manualnie bo widać moment w którym idzie spać i wstaje lmao
>>
Jej sąsiadka z przeciwka pożyczyła państwu McCoo limuzynę, cudownie staromodny pojazd o czworokątnym dachu, powożony przez pogodnego Murzyna.
Ponieważ znikł jedyny powód mego przyjazdu, plan ten wydał mi się absurdalny. Owszem, jego dom trzeba będzie odbudować od fundamentów, no i co z tego? Czyżby go wystarczająco nie ubezpieczył? Byłem zły, zawiedziony i znudzony, lecz jako uprzejmy Europejczyk nie mogłem nie dać się wysłać pogrzebowym autem na Lawn Street, gdyż czułem, że jeśli odmówię, McCoo uknuje jeszcze bardziej kunsztowną intrygę, byle mnie się pozbyć.
>>
>>214374042
witaj spowrotem asiarz
>>
no i zajebiście, szanuję poświęcenie żeby wypierdolić śmieci (ciebie) z generala
>>
Patrzyłem, jak zmyka, a mój szofer kręcił głową, chichocząc z cicha. En route przysiągłem sobie, że w żadnym razie i pod żadnym pozorem nie zostanę w Ramsdale, ale jeszcze tego samego dnia polecę na Bermudy, Bahamy czy Banialuki. Perspektywy błogostanów na plażach w technikolorze już od dawna pluskały mi w kręgosłupie, a kuzyn pana McCoo w rzeczy samej dość raptownie zmienił koryto tego strumyczka swą życzliwą lecz idiotyczną, jak się okazało, propozycją.
Skoro mowa o raptownych zwrotach: mało brakowało, a bylibyśmy przejechali podmiejskiego psa (jednego z tych utrapieńców, co czatują na samochody), kiedy skręcaliśmy w Lawn Street. Za zakrętem ukazało się domostwo pani Haze, biały koszmarek z drewna, stary i zapuszczony, raczej szary niż biały
typ domu, w którym zamiast prysznica wisi nad wanną gumowy wąż nakładany na kran. Dałem szoferowi napiwek, z nadzieją, że natychmiast odjedzie, a ja niepostrzeżenie zawrócę do hotelu po walizkę; przeszedł jednak tylko na drugą stronę ulicy, bo jakaś starsza pani wołała go z werandy. Cóż było robić? Zadzwoniłem do drzwi.
>>
>>214374079
nikt nie wychodzi lol
gorsze rzeczy działy się na tym generale
>>
Czarna służąca wpuściła mnie i zostawiła na wycieraczce, a sama pognała z powrotem do kuchni, gdzie paliło się coś, co palić się nie powinno.
Przedpokój prócz całej wiązki dzwonków zdobiło białookie drewniane ni to, ni owo komercjalnie meksykańskiego pochodzenia tudzież banalne ukochanie skabotyniałych mieszczuchów: "Arlezjanka" van Gogha. Na prawo przez uchylone drzwi zobaczyłem wycinek salonu (zwanego w tym kraju "pokojem życia"), w którym w rogu stała szafka z paroma innymi okazami meksykańskiej tandety, a pod ścianą prążkowana kanapa. Na końcu przedpokoju były schody i gdy ocierając czoło (dopiero teraz poczułem, jaki upał panuje na dworze) gapiłem się w braku lepszego obiektu na szarą ze starości piłkę tenisową leżącą na dębowej komodzie, z ich podestu dobiegł kontralt pani Haze, która przechylając się przez poręcz melodyjnie spytała:
Czy to Monsieur Humbert? Pytanie to uzupełniła prósząca z góry szczypta popiołu z papierosa. Wkrótce sama gospodyni sandały, spodnie bordo, żółta jedwabna bluzka, cokolwiek kwadratowa twarz, w tej kolejności
zeszła po schodach, strzepując popiół palcem wskazującym.
>>
>>214374107
wypierdalaj ze swoim avatarem na discorda cwelu
>>
tooo cwele przestają postować przez 2 dni bo akurat tak się zgrało
>>
>zasrana nitka
>co!? ale jak to... boże, pierwszy raz dzieje się coś takiego! nie, to nie może być, ja wychodzę! mam dosyć! *tupta gniewnie nóżką*
???
>>
Lepiej chyba od razu ją opisać niż odkładać to na później. Biedaczka była grubo po trzydziestce, miała błyszczące czoło, wyskubane brwi i dosyć prostą, ale niebrzydką twarz w typie, który można określić jako słaby roztwór Marleny Dietrich. Przyklepując metalicznie brązowy kok zaprowadziła mnie do salonu, gdzie chwilę porozmawialiśmy o pożarze u państwa McCoo i o tym, jaki to przywilej mieszkać w Ramsdale. Jej bardzo szeroko osadzone, morskozielone oczy miały ten dziwny zwyczaj, żeby pełzać po całym rozmówcy, starannie unikając jego oczu. Nie uśmiechała się, tylko pytająco unosiła brew; w trakcie rozmowy raz po raz dźwigała się wężowym ruchem i robiła konwulsyjne wypady w stronę trzech popielniczek i pobliskiego kominka (w którym leżał brązowy ogryzek jabłka); potem znów osuwała się na kanapę, podwijając nogę pod siebie. Było jasne, że jest jedną z kobiet, których polerowane słowa dać mogą obraz klubu książki, klubu brydżowego lub jakiejkolwiek równie morderczo konwencjonalnej rzeczy, lecz nigdy ich własnych dusz; kobiet całkowicie pozbawionych poczucia humoru; kobiet, które w głębi serca ani trochę nie interesują się żadnym z kilkunastu możliwych tematów salonowej konwersacji, ale skrupulatnie przestrzegają zasad jej prowadzenia, reguł rozmowy, przez której słoneczny celofan wyraźnie prześwitują niezbyt apetyczne frustracje. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że jeśli jakimś szalonym trafem u niej zamieszkam, zacznie wobec mnie metodyczne podchody, wiodące do tego, co zapewne od początku miała na widoku, przyjmując lokatora, a ja znowu dam się uwikłać w jedną z tych
>>
nudnych miłostek, których mechanizm znałem już na pamięć.
Lecz zamieszkanie u niej w ogóle nie wchodziło w rachubę. Nie czułbym się dobrze w domu, gdzie na każdym krześle poniewierają się wyszmelcowane czasopisma, a umeblowanie jest horrendalną hybrydą: z jednej strony komedia tak zwanego "nowoczesnego funkcjonalizmu", z drugiej tragedia zramolałych foteli na biegunach i krzywicznych lamp podłogowych z półeczkami u dołu i trupami żarówek u góry. Zaprowadzono mnie na piętro, ze schodów w lewo do
"mojego" pokoju. Obejrzałem go przez mgłę nieugiętej odrazy, jaką doń z miejsca powziąłem; dostrzegłem jednak nad "swoim" łóżkiem "Sonatę kreutzerowską" Rene Prineta. Że też śmiała nazwać tę służbówkę "prawie pracownią"! Wynośmy się stąd natychmiast, rzekłem sobie z całą mocą, udając, że zastanawiam się nad absurdalnie i złowieszczo niską sumą, której melancholijna gospodyni żądała za wikt i łóżko.
>>
Wywieziona ze Starego Świata uprzejmość nie pozwoliła mi jednak przerwać tej mordęgi. Przeszliśmy przez podest na prawą stronę domu (gdzie "ja i Lo mamy swoje pokoje" "Lo" to pewnie służąca) i tam już lokator-lowelas ledwie ukrył dreszcz, który nim wstrząsnął, gdy on, mężczyzna wielce wybredny, ujrzał w prapremierowej odsłonie jedyną łazienkę, maleńki prostokąt między podestem a pokojem "Lo", z rządkiem jakichś mokrych akcesoriów obwisłych nad niewonną wanną (na dnie czyjś włos legł znakiem zapytania); nie brakowało też z góry spodziewanych splotów gumowej żmii ani jej suplementu, czyli różowawej podusi skromnie skrywającej klapę sedesu.
>>
>szambo
>zajrzyj do środka
>szambo
co do kurwy... co się odpierdala, wtf, admin weź to obczaj co jest kurwa
>>
>>214374220
skończą z tą kontrolą obrażeń bo się pogrążasz psolaczku
>>
Widzę, że jest pan pod niezbyt korzystnym wrażeniem rzekła pani domu, przelotnie kładąc dłoń na mym rękawie: łączyła w sobie spokojną bezpośredniość przerost tak zwanego, jeśli się nie mylę, "rezonu" z nieśmiałością i smutkiem, które sprawiały, że jej pełen dystansu dobór słów wydawał się równie afektowany jak intonacja nauczyciela "wymowy".
Nie jest to schludny dom, przyznaję ciągnęło nieodwołalnie skazane już przez los biedactwo ale zapewniam (patrząc na moje usta) że będzie tu panu wygodnie, bardzo wygodnie, doprawdy. Zechce pan obejrzeć ogród -
>>
>mi to w-wcale nie p-przeszkadza ja t-to mam w dupie, co nie c-chłopaki?
>c-chłopaki, c-co nie?... halo...?
>>
m-mamoooo!!! znowu nitkę zasrali!
>>
dodała nieco pogodniej, z poniekąd zniewalającym podrzutem w głosie.
Z ociąganiem wróciłem za nią na parter; przeszliśmy przez kuchnię z wejściem w głębi przedpokoju, po prawej stronie domu gdzie mieściła się także jadalnia i salon (pod "moim" pokojem, po lewej, był tylko garaż). W
>>
kuchni służąca Murzynka pulchna, dość jeszcze młoda zdjęła z klamki drzwi prowadzących na werandę za domem swoją dużą, lśniącą, czarną torbę i powiedziała:
Pójdę już, pani Haze.
Dobrze, Louise z westchnieniem odparła gospodyni. Rozliczymy się w piątek.
>>
>spójrz stan nitki
>spójrz dzień tygodnia
>uśmiechnij się
:)
>>
chvalva urine
>>
Przez spiżarkę przeszliśmy do jadalni, równoległej do salonu, który wcześniej podziwialiśmy. Zauważyłem na podłodze białą skarpetkę. Pani Haze stęknęła z dezaprobatą, schyliła się, nie przystając ani na chwilę,
podniosła skarpetkę i wrzuciła ją do szafy w ścianie obok spiżarki.
Dokonaliśmy pobieżnych oględzin mahoniowego stołu ze stojącą pośrodku misą na owoce, pustą, jeśli nie liczyć pestki po śliwce, lśniącej świeżością.
Namacałem w kieszeni rozkład jazdy i wyłowiłem go ukradkiem, żeby przy pierwszej okazji poszukać w nim dla siebie pociągu. Szedłem jeszcze za panią Haze przez jadalnię, gdy na dalszym planie buchnęła nagle zieleń.
Piazza śpiewnie oznajmiła przewodniczka i oto bez najmniejszego ostrzeżenia niebieska fala morska wezbrała mi pod sercem, bo z maty ułożonej w sadzawce słońca, półnaga, na klęczkach, na kolanach rozkołysana, moja miłość z Riviery przyglądała mi się sponad ciemnych okularów.
Było to to samo dziecko te same wątłe ramionka barwy miodu, ten sam jedwabisty, nagi, gibki grzbiet, ta sama burza kasztanowych włosów. Czarna chustka w grochy zawiązana wokół piersi skrywała przed moimi ślepiami podstarzałego małpiszona, lecz nie przed wzrokiem młodej pamięci, niedojrzałe sutki, które pieściłem pewnego nieśmiertelnego dnia.
>>
wróciłem z media markt kupiłem szczoteczkę
>>
Rozpoznałem nawet, niczym niańka z baśni o księżniczce (zaginionej, porwanej, odnalezionej w cygańskich łachmanach, spod których jej nagość uśmiechała się do króla i do królewskiej sfory), maleńkie brunatne znamię na jej boku. Z rozkosznym zdumieniem (król płacze z radości, grzmią fanfary, niańka pijana) znowu ujrzałem prześliczny wklęsły brzuch -
miejsce, gdzie moje usta zabawiły chwilę w podróży na południe; i chłopięce biodra, z których scałowałem ząbkowany odcisk gumki szortów w ten ostatni, obłędny, nieśmiertelny dzień za "Roches Roses". Dwadzieścia pięć lat przeżytych od tamtej pory zbiegło się w jeden kołaczący punkt i znikło.
Jest mi nadzwyczaj trudno opisać z należytą wyrazistością ten błysk, dreszcz, wstrząs, który stał się mym udziałem w chwili namiętnego rozpoznania. Przez tę rozsłonecznioną sekundę, gdy przemknąwszy spojrzeniem po klęczącej dziecince (mrugała oczami sponad srogich ciemnych okularów -
>>
postuję tu równo od roku i mam wyjebane
>>
mały Herr Doktor, co miał mnie uleczyć z bólów wszelkich) mijałem ją w przebraniu dorosłego (dorodna, urodna porcja filmowej męskości), próżnia mej duszy zdążyła wessać każdy detal jej promiennego piękna i porównać je z rysami zmarłej oblubienicy. Oczywiście wkrótce potem ta nouvelle, ta Lolita, moja Lolita, zupełnie zaćmiła pierwowzór. Chcę jedynie podkreślić, że odkryłem ją, kierowany nieuchronnym wpływem przeżyć z "nadmorskiego księstwa", z męczeńskiej przeszłości. Wszystko, co dzieliło te dwa zdarzenia, było tylko szukaniem po omacku, serią potknięć, fałszywą namiastką szczęścia. Wszystko zaś, co miały one wspólnego, czyniło z nich jedno zdarzenie.
>>
>>214374385
spoko starocioto ja postuje od miesiąca
>>
Nie mam jednak złudzeń. Moi sędziowie uznają te słowa za błazenadę wariata, darzącego szkaradnym upodobaniem le fruit vert. Au fond, ca m'est bien egal. Wiem tylko, że kiedy Haze i ja schodziliśmy po schodkach do ogrodu, który czekał z zapartym tchem, kolana miałem jak odbicia kolan w falującej wodzie, usta jak piasek, a...
To była moja Lo powiedziała Haze a to są moje lilie.
Tak odparłem. Tak. Są piękne, piękne, piękne!
Drugi dowód rzeczowy to kieszonkowy notes oprawiony w czarną imitację skóry, ze złotą cyfrą roku 1947 wytłoczoną en escalier w lewym górnym rogu. Mówię o tym gustownym wyrobie firmy Blanco & Co z miasta Blancton w Massachusetts, jakby właśnie leżał przede mną.
W rzeczywistości uległ zniszczeniu przed pięcioma laty, my zaś badamy (dzięki fotograficznej pamięci) tylko jego krótkotrwałą materializację, nieopierzone feniksiątko.
>>
>>214374427
i co myślisz o tym miejscu
>>
Pamiętam ten tekst tak dokładnie, ponieważ napisałem go właściwie dwa razy. Najpierw każdy punkt naszkicowałem ołówkiem (często wycierając gumką i poprawiając) na kartach tak zwanego przez handlowców "bloku". Następnie wszystko przekopiowałem, z oczywistymi skrótami, swoją najbardziej mikroskopijną i sataniczną kaligrafią do wspomnianego przed chwilą czarnego notesiku.
W New Hampshire ale nie w Karolinach trzydziesty maja jest na mocy prawa dniem postu. Właśnie tego dnia z powodu epidemii "grypy brzusznej"
(cokolwiek ten termin oznacza) Ramsdale zmuszone było zamknąć wszystkie szkoły aż do końca lata. Czytelnik może sprawdzić komunikaty o pogodzie w
"Ramsdale Journal" z roku 1947. Kilka dni wcześniej wprowadziłem się do domu Haze, a dzienniczek, którego treść zamierzam teraz wyrecytować (tak jak szpieg odtwarza z pamięci wiadomość, gdy już połknął kartkę), obejmuje prawie cały czerwiec.
>>
>>214374472
spoko, taki wykop tylko bez nicków
>>
Czwartek. Bardzo ciepło. Z dogodnego punktu obserwacyjnego (okno łazienki) zobaczyłem, że w jabłkowo zielonym świetle za domem Dolores zdejmuje pranie ze sznurka. Bez pośpiechu wyszedłem. Miała na sobie koszulę w kratę, dżinsy i tenisówki. Każdy jej ruch wśród słonecznych cętek targał
>>
jestem tu od dwóch dni
i nie wiem co o tym myśleć
>>
bardzo dobrze że zasrywa nitkę jebać /polska
>>
>>214374493
nie wiem, nie używałem nigdy wykopu
to taki polski reddit chyba
>>
najtajniejszą, najczulszą struną mego nieszczęsnego ciała. Po chwili usiadła przy mnie na dolnym schodku werandy i podnosząc kamyczki spomiędzy stóp kamyczki, mój Boże, a potem wykrzywiony jak warga w opryskliwym grymasie kawałek szkła z butelki po mleku zaczęła nimi rzucać w jakąś puszkę. Brzęk. Drugi raz ci się nie uda nie trafisz toż to męka już drugi raz. Brzęk. Cudowna skóra och, jaka cudowna: delikatna i opalona, bez najmniejszej skazy. Melba powoduje trądzik. Oleista substancja zwana łojem wzmacnia mieszki włosowe, lecz w nadmiarze wywołuje podrażnienie, które toruje drogę infekcji. Ale nimfetki nie miewają trądziku, chociaż opychają się tłustościami. Boże, co za męka, ten jedwabisty poblask nad jej skronią, który stopniowo przechodzi w połyskliwy brąz włosów. I kosteczka
>>
>uffff jak dobrze że cwel zasrywa nitke wcale nie chciałbym se popisać w normalnych warunkach, jebać was haha wcale mnie to nie boli, nic a nic :))
>>
File deleted.
spam przeklejaczki jest jak państwo polskie, raz jest a raz go nie ma, istnieje sezonowo
>>
co zjesc dobrego
>>
drgająca z boku przypudrowanej kurzem pęcinki. "Mała McCoo? Ginny McCoo? O, jest potworna. I wredna. I kulawa. O mało nie umarła na polio". Brzęk.
>>
>>214374550
to spróbuj
>>
>>214374564
uff
>>
Lśniący ornament puchu na przedramieniu. Kiedy wstała, żeby zanieść pranie do domu, miałem okazję wielbić z oddali spłowiałe siedzenie podwiniętych dżinsów. Z trawnika wykwitła niczym fikus sfingowany przez fakira łaskawa pani Haze, a z nią aparat lustrzanka, i po chwili heliotropicznych ceregieli smutne oczy wzwyż, rade oczy w dół śmiała zrobić mi zdjęcie, gdy siedziałem na schodkach, mrugając w słońcu, Humbert le Bel.
>>
>>214374611
no nie wiem
wykop kojarzy mi się z takim jednym ziomkiem, który był zjebem
>>
Piątek. Widziałem, jak idzie dokądś z ciemnowłosą dziewczynką imieniem Rose. Czemu jej chód a przecież to dziecko, powtarzam, to jeszcze dziecko! tak mnie haniebnie podnieca? Zanalizujmy. Stopy stawia trochę jakby palcami do wewnątrz. Od kolan w dół lekki luz, goleń chciałoby się powiedzieć merda, póki mała nie stanie całym ciężarem na ziemi. Ciut, ciut powłóczy nogami. Bardzo niedorosła, niezmiernie rozwiązła. Humberta Humberta niezmiernie też wzrusza jej slangowy ton i szorstki, wysoki głos.
Później słyszałem, jak przez płot bombarduje Rose jakimiś prostackimi bzdurami. Jej nosowy zaśpiew przenikał mnie narastającym rytmem. Pauza.
"Muszę już lecieć, dzidziu".
Sobota. (Początek skorygowany, być może.) Wiem, szaleństwem jest prowadzić ten dziennik, ale czerpię z niego dziwną podnietę; a zresztą tylko kochająca żona potrafiłaby odcyfrować tak mikroskopijne literki.
Niechaj więc wyznam z łkaniem, że moja L. opalała się dziś na tak zwanej
"piazzy", lecz jej matka i jakaś inna kobieta przez cały czas kręciły się w pobliżu. Mogłem oczywiście usiąść w fotelu na biegunach i udawać, że czytam. Ale na wszelki wypadek trzymałem się z daleka, w obawie, że przez to straszliwe, wariackie, groteskowe i żałosne drżenie, które mnie poraziło, nie uda mi się przekonująco nonszalanckie entree.
>>
>>214374660
ufffffff
>>
>>214374582
to tylko nieironicznie, jebać /polska/ niech zdycha
>>
>>214374673
ttbt
pora wrócić na polskie czany(xd)
>>
Niedziela. Trwa fałda upałów; od początku tygodnia Favonius nadzwyczaj nam sprzyja. Tym razem zająłem strategiczną pozycję w fotelu na piazzy, z opasłą gazetą i nową fajką, zanim pojawiła się L. Ku mojemu gorzkiemu rozczarowaniu przyszła z matką, obie w dwuczęściowych kostiumach kąpielowych, nowiutkich jak fajka, którą paliłem. Moja miła, moja jedyna stanęła przy mnie na chwilę chciała stronę z rozrywką a pachniała prawie identycznie jak tamta, ta z Riwiery, ale mocniej, z ostrzejszymi odcieniami (był to aromat tak skwarny, że moja męskość od razu zaczęła się wiercić), lecz szybko wyrwała mi upragniony dodatek, ruszyła ku macie i położyła się obok swej mammy o kształtach foki. Moje cudo leżało na brzuchu, pokazując mi pokazując tysiącowi oczu, które wytrzeszczała moja wielooka krew lekko wystające łopatki, puszek w żlebie grzbietu, prężne obrzmienia wąskich pośladków opiętych czernią i księstwo udzielne ud uczennicy. Siódmoklasistka po cichu delektowała się zielono-czerwono-niebieskimi komiksami. Bardziej uroczej nimfetki nie wymyśliłby sam zielono-czerwono-niebieski Priap. Gdy na nią patrzyłem,
>>
suchousty, przez pryzmatyczne warstwy światła, koncentrując swą chuć i lekko się huśtając pod gazetą, czułem, że sam ten widok przy należytym skupieniu może wystarczyć, abym natychmiast żebraczym sposobem zaspokoił
żądzę; lecz tak jak drapieżnik woli zdobycz w ruchu od nieruchomej, tak i ja zamierzałem zsynchronizować swe smętne spełnienie z tym czy owym spośród dziewczęcych gestów, które czasem wykonywała, nie przerywając lektury -
usiłowała na przykład podrapać się w środek pleców i przy okazji odsłaniała grawiurowaną pachę wtem jednak wszystko popsuła tłusta Haze, bo poprosiła o ogień i zaczęła pozorować rozmowę o wydanych niedawno pseudokantylenach pewnego popularnego kanciarza.
>>
Poniedziałek. Delectatio morosa. Drętwe dni dłużą mi się w depresyjnej zadumie. Mieliśmy (matka Haze, Dolores i ja) jechać po południu nad jezioro zwane Klepsydrą, kąpać się w wodzie i nurzać w słońcu; lecz perłowy ranek gdzieś w środku dnia zwyrodniał i lunął deszczem, a Lo urządziła scenę.
Przeciętny wiek pokwitania u dziewcząt wynosi, jak stwierdzono, trzynaście lat i dziewięć miesięcy w Nowym Jorku i w Chicago. Ale u poszczególnych jednostek waha się od lat dziesięciu albo i mniej niż dziesięciu do siedemnastu. Virginia miała ich niespełna czternaście, kiedy posiadł ją Harry Edgar. Dawał jej lekcje algebry. Je m'imagine cela.
Miodowy miesiąc spędzili w Petersburgu na Florydzie. "Monsieur Poe-poe", jak mawiał o tym poecie-poecie pewien uczeń w jednej z paryskich klas Monsieur Humberta Humberta.
>>
Mam wszystkie cechy, które zdaniem autorów piszących o zainteresowaniach seksualnych dzieci działają na małą dziewczynkę: wyraźnie zarysowany podbródek, muskularne ręce, głęboki dźwięczny głos, szerokie ramiona. W
dodatku przypominam podobno pewnego zapiewajłę czy innego aktorzynę, w którym Lo się durzy.
Czwartek. Deszcz. Jezioro Deszczów. Mama pojechała po zakupy. Wiedziałem, że L. jest gdzieś niedaleko. Dzięki paru sprytnym manewrom spotkałem się z nią w sypialni matki. Podważała palcami powiekę lewego oka, żeby wydłubać jakiś paproch. Kraciasta sukienka. Uwielbiam tę jej odurzającą, brązową woń, ale naprawdę powinna od czasu do czasu umyć głowę. Przez chwilę oboje kąpaliśmy się w zielonym cieple lustra, w którym oprócz nas taplał się wierzchołek topoli na tle nieba. Raptem chwyciłem ją za ramiona, potem skromniej za skronie, i obróciłem twarzą do siebie.
Tu siedzi powiedziała. Czuję.
Szwajcarska chłopka załatwiłaby to czubkiem języka.
Wylizała?
Chcesz, żebym spróbował?
Jasne odparła. Delikatnie pociągnąłem swym drżącym żądłem, pod którym turlała się słona gałka.
Bosko mruknęła mrugając. Rzeczywiście wyszło.
Teraz drugie?
>>
>>214374694
>>214374660
>>214374564
czy lolita to jest po prostu kilkaset stron
>uooooh T_T dziecko uooooooh
>>
Głupi zaczęła przecież tam nic nie... lecz widząc moje nadciągające wargi, złożone w ciup... Dobra zgodziła się, gotowa współdziałać, a ponury Humbert pochylił się ku jej ciepłej, uniesionej, zarumienionej twarzy i przywarł ustami do trzepoczącej powieki. Lo parsknęła śmiechem i muskając mnie w przelocie wypadła z pokoju. Serce miałem jakby wszędzie naraz. Nigdy nawet pieszcząc swą dziecięcą miłość we Francji nigdy jeszcze...
Noc. W życiu nie zaznałem takich cierpień. Chciałbym opisać jej twarz, sposób bycia i nie mogę, bo pragnienie, które we mnie budzi, odbiera mi wzrok, kiedy ona jest blisko. Nie przywykłem do obecności nimfetek, niech to szlag. Ilekroć zamykam oczy, widzę z niej tylko unieruchomiony wycinek, filmowy fotos, urokliwą gładź dolnych stref, migających nagle spod szkockiej spódniczki, gdy siedzi z kolanem pod brodą i wiąże sznurowadło.
"Dolores Haze, ne montrez pas vos żambes" (głos jej matki, która myśli, że zna francuski).
>>
Poeta a mes heures, ułożyłem madrygał do rzęs czarnych jak sadza, okalających jej bladoszare, puste oczy, do pięciu asymetrycznych piegów na zadartym nosie, do puszku blond, porastającego brąz członków; ale podarłem go i dziś już nie pamiętam. Potrafię opisać Lo (tu wracam do pamiętnika) tylko w najbardziej trywialnej poetyce: powiedzieć, że włosy ma kasztanowe, a usta czerwone jak czerwony, świeżo polizany cukierek, z pięknie pulchną dolną wargą och, gdybym był pisarką, mógłbym kazać jej pozować nago w nagim świetle! Tymczasem jestem chudym Humbertem Humbertem o grubych gnatach i wełnistej piersi, mam gęste czarne brwi i dziwaczny akcent, a za moim leniwym, chłopięcym uśmieszkiem szumi szambo pełne zgangrenowanych potworów. Ona też skądinąd nie jest kruchym dzieckiem z literatury kobiecej. Do szaleństwa doprowadza mnie dwoista natura tej nimfetki, może zresztą każdej; to, że u mojej Lolity tkliwa, marzycielska dziecinność idzie w parze z czymś nieziemsko wulgarnym, co ma swój rodowód w perkatej śliczności reklam i ilustrowanych czasopism, w mętnej różowości nieletnich pokojówek ze Starego Kraju (które trącą stratowanymi stokrotkami oraz potem); i w bardzo młodych ladacznicach przebieranych za dzieci w prowincjonalnych burdelach; a jeszcze miesza się w to nadzwyczajna, nieskazitelna tkliwość, przesącza się przez piżmo i mierzwę, przez szlam i zgon, o Boże, o Boże. Najbardziej zaś zdumiewa fakt, że ona, ta Lolita, moja Lolita, narzuciła indywidualną postać pradawnej chuci autora, toteż przede wszystkim i nade wszystko jest Lolita.
>>
Środa. "Weź powiedz mamie, żeby nas jutro zabrała nad Klepsydrę". Tak słowo w słowo rzekła do mnie wszetecznym szeptem moja dwunastoletnia flama, kiedy zderzyliśmy się przypadkiem na frontowej werandzie ja w drodze na dwór, ona do domu. Odblask popołudniowego słońca, olśniewająco biały diament mieniący się niezliczonym mnóstwem kolców, migotał na obłym odwłoku zaparkowanego auta. Olbrzymi wiąz wygrywał swym listowiem pogodne cienie na
oszalowanej ścianie domu. Dwie topole dygotały i drżały. Słychać było amorficzne echo dalekich pojazdów; jakieś dziecko wołało "Nancy, Naaancy!"
W domu Lolita puściła swoją ulubioną płytę, "Małą Carmen", o której mówiłem
"Picadoracja", a ona kwitowała ten mój rzekomy żart rzekomo wzgardliwym prychnięciem.
>>
dobra, dajcie mi kutasa już ehh
>>
Czwartek. Wczoraj wieczorem siedzieliśmy na piazzy, baba Haze, Lolita i ja. Ciepły zmierzch zgęstniał w miłosny mrok. Staruszka właśnie skończyła szczegółowo streszczać film, który obie widziały zimą. Bokser stoczył się na samo dno, zanim spotkał poczciwego starego księdza (który w czasach dziarskiej młodości też był bokserem, a i teraz potrafił wygrzmocić grzesznika). Siedzieliśmy na podłodze, na stercie poduszek, L. między mną a kobietą (wcisnęła się w środek, pieszczoszka). Potem ja z kolei zacząłem przezabawną opowieść o swych podbiegunowych przygodach. Muza inwencji podała mi karabin, zabiłem więc białego niedźwiedzia, a on usiadł i rzekł: Ach! Przez cały czas dotkliwie świadom bliskości L., mówiąc gestykulowałem w miłosiernym mroku, żeby móc dzięki tym niewidzialnym gestom dotykać jej dłoni, jej ramienia, a także baletniczki z wełny i gazy, którą w zabawie raz po raz kładła mi na kolanach; a kiedy wreszcie całkiem omotałem swe świetliste ukochanie splotem eterycznych pieszczot, ośmieliłem się pogładzić ją po nagiej nodze, po smudze agrestowego meszku porastającej goleń, i podśmiewałem się z własnych żartów, a drżałem, i ukrywałem ten dygot, a parokrotnie wyczułem spiesznymi ustami ciepło jej włosów, gdy niuchając na chybcika raczyłem ją komiczną kwestią na stronie i głaskałem zabawkę. L. też dosyć się wierciła, więc w końcu matka ostrym tonem kazała jej przestać i trzepnęła lalkę, aż ta pofrunęła w ciemność, ja zaś ze śmiechem powiedziałem coś do starej Haze, nachylając się nad nogami nimfetki, żeby moja dłoń mogła popełznąć wzwyż po jej plecach i pomacać skórę przez chłopięcą koszulę.
>>
>>214374934
>*daje*
>>
Wiedziałem jednak, że sprawa jest beznadziejna, chory z tęsknoty, w żałośnie opiętym ubraniu, i prawie się ucieszyłem, kiedy spokojny głos matki wreszcie oznajmił wśród mroku: "A teraz panuje ogólna zgoda co do tego, że Lo powinna iść spać". "Zgoda zgredów", burknęła Lo. "Czyli nici z jutrzejszego pikniku", powiedziała Haze. "Żyjemy w wolnym kraju" Lo na to. Kiedy odeszła, gniewnie parskając, z czystej inercji zostałem na miejscu, a Haze zapaliła dziesiątego już tego wieczoru papierosa i zaczęła narzekać na Lo.
>>
nalezycie do szon patrolu?
>>
Była złośliwa, proszę sobie wyobrazić, kiedy miała zaledwie rok: wyrzucała zabawki z kołyski, żeby biedna matka musiała co chwila się po nie schylać. Niegodziwe niemowlę! Dziś ma dwanaście lat i jest istnym utrapieniem twierdziła Haze. Jedyne, czego chce od życia, to tańczyć jitterbuga albo zostać maskotką drużyny piłkarskiej i przed każdym meczem paradować i brykać z batutą. Stopnie ma kiepskie, ale w nowej szkole jest lepiej przystosowana niż w Pisky (w rodzinnym mieście Haze na środkowym
Zachodzie. Dom w Ramsdale należał do jej nieboszczki teściowej. Przeniosły się przed niespełna dwoma laty).
A czemu tam źle się czuła?
Och westchnęła Haze. Właściwie nie powinnam jej się dziwić. Miałam przecież nieszczęście przejść przez to samo, kiedy byłam mała: chłopcy wykręcają człowiekowi ręce, wpadają na niego z naręczami książek, ciągną za włosy, siniaczą piersi, zadzierają spódnicę. Oczywiście huśtawka nastrojów obowiązkowo towarzyszy dorastaniu, ale Lo już przesadza. Jest posępna i wykrętna. Niegrzeczna i wyzywająca. Violę, tę małą Włoszkę ze swojej klasy, dźgnęła wiecznym piórem w siedzenie. Wie pan, czego bym chciała? Gdyby monsieur został tu do jesieni, poprosiłabym, żeby pomógł jej pan odrabiać lekcje Bo panu, zdaje się, nic nie sprawia kłopotu, geografia, matematyka ani francuski.
Ależ nic odparł monsieur.
Czyli szybko podchwyciła Haze będzie pan tu jesienią!
>>
Tak chciałem krzyknąć zostanę na wieki wieków, byle świtała mi nadzieja, że czasem zdołam popieścić swoją uczennicę in spe. Miałem się jednak na baczności przed Haze. Stęknąłem więc tylko, przeciągnąłem się niezobowiązkowo (le mot juste) i wkrótce poszedłem do siebie na górę. Ale kobieta najwidoczniej nie była jeszcze gotowa powiedzieć sobie: dość na dziś. Leżałem już w zimnym łóżku, oburącz tuląc do twarzy wonne widmo Lolity, gdy usłyszałem, jak niezmordowana gospodyni sunie chyłkiem ku moim drzwiom i szepcze przez nie, że chce się po prostu upewnić, czy już przeczytałem ten numer "Cmoku i smaku", który pożyczyłem przed paroma dniami. Lo wrzasnęła ze swojego pokoju, że to ona go ma. Niezła wypożyczalnia działa u nas w domu, niech ją boski piorun strzeli.
>>
a nie, na wiki pisze że w lolicie mc porywa i gwałci te 12 latkę, więc to nie tylko uoooh na kilkaset stron
>>
>zwyrol przelewa na papier swoje chore fantazje
>wszyscy klaszczą z zachwytu i mówią że to prawdziwe dzieło sztuki
społeczeństwo.
>>
najlepsze jak avatarkurwy co chwila się pojawią tylko napisać
>ja wcale nie myślę o tym spamie, nic mnie to nie rusza
xD
>>
>>214372470
ze jej juz filty na twarz z pik poka nie pomoga
>>
>>
>>214375179
europejskie elity w skrócie
zobacz sobie przypadek tego mordercy z austrii który w lesie gwałcił nastolatki i obcinał im głowy, trafił do pierdla, napisał sztukę teatralną o tym to elity wypuściły go z pierdla i był wielkim celebrytą artystą
>>
>>214375316
MOCNE
>>
>>214375316
hvala urine
>>
>>214375316
>patronite
pierdłem
>>
File: IMG_1148.jpg (584 KB, 1500x2000)
584 KB
584 KB JPG
ja na rowerze
>>
File: 022.jpg (94 KB, 680x1207)
94 KB
94 KB JPG
>usa: 2018
>>
>>214375406
byłem przekonany z miniaturki, że femka
>>
I want to learn Polish to get a cute polsku waifu
>>
>>214375555
>>214375555
>>214375555
>>214375555
>>
>>214375565
tam postuję



[Advertise on 4chan]

Delete Post: [File Only] Style:
[Disable Mobile View / Use Desktop Site]

[Enable Mobile View / Use Mobile Site]

All trademarks and copyrights on this page are owned by their respective parties. Images uploaded are the responsibility of the Poster. Comments are owned by the Poster.