edycja piątek stópiątek japońskie wydanie
https://www.youtube.com/watch?v=Rxzr9sPonIM
zajebista nagatorochadowa
Organizowali oni święta Rozumu, które miały charakter publicznych parad połączonych z niszczeniem przedmiotów sakralnych (zwłaszcza obrazów), śpiewem pieśni antykrólewskich i antykatolickich oraz utworów na cześć męczenników Rewolucji, niekiedy również z demolowaniem kościołów.
>>214793876>święta Rozumu
anoni kurwa zyd jebany w dupe w chrome znowu usunol kurwa w sensie zablokowal ublock i 4chanX i te kurwa flagi 138 139 i legacy nie pomagaja
>>214793960nie śmiej się z nich, nie mieli jeszcze reddita to nie wiedzieli że to cringe
drogie te kurestwo było ale smaczne i fajnie zapakowane.jedynie mam zastrzeżenia do samej ryby, ale jako że nie jadłem suszi to nie wiem czy to normalne że rybka miała bardzo lekki i słaby smak. oczekiwałem, w szczególności po łososiu intensywniejszego smaku.ale też miałem parę suszi z awokado, te były najlepsze. i pierwszy raz spróbowałem wakame, niesamowicie dobre.bałem się że za mało tego będzie a po zjedzeniu połowy już czuje się syty.dziękuję za przeczytanie mojego blogposta.
>>214793992działa na moim odważnym
chrome xD
>>214794037jeszcze nikt go za to nie ochromilił widocznie>>214794013zamaiwiałeś czy robiłeś? zapomniałem co w poprzednim blogu pisałeś a w sumie to sushi-curious jestem
/AbDN3woXsGX+pm0gWFrN5Q==/;stub:no
>>214794013przeczytałem tylko ostatnie zdanie
przeczytałem właśnie że ten smak jest normalny. za bardzo się kierowałem smakiem pieczonego czy wędzonego łososia dlatego mnie to zaskoczyło.>>214794090zamówiłem sobie bo nie chciało mi się gotować a suszi to jedyna z nielicznych rzeczy które mogę zamówić jako że jestem na diecie niskocholesterolowej. ale i tak miałem ochotę na rybkę więc spoko.>>214794096rozumiem pozdrawiam
Czemu jest tak mało zimnokrwistych... tylko kocyk tylko kołderka a ja tu padam z gorąca
>>214793827Sniff sniff lick
kurde nie moge ale dobra nutahttps://www.youtube.com/watch?v=2uq34TeWEdQ
ooooo, zaczyna sięto gdzie ten filtr był teraz>>214794219okeja, rozumiem
>>214794233>>214794236https://www.youtube.com/watch?v=7_zrUAn8TGE&t=91s>1:31
zwaliłem i ogólnie czuje źleNawet nie było przyjemnio po prostu tak kurewsko się nudze
>>214793857>bądź prawiczkiem spierdoliną i życiowym gównem>graj w battle royalGarncarstwo
gochuusa w ogóle nie ma startu do takiego np non non biyori
Można, ale u mnie nie trzeba. Obiecuję być profesjonalny i nie lizać.
>>214794415oba mi się podobały z tego co pamiętam ale w liceum je oglądałem to w sumie mało pamiętam
>>214793860>oddawaj pół wypłaty przez 40 lat>dostawaj ćwierć tego miesięcznie przez kilka lat zanim zdechnieszale przynajmniej nie ma ciapakuw
>>214793876odinstalowuję hearts of iron IVfocusy i jebane granicowe gore powodują u mnie odruch wymiotny
fantazjuję sobie właśnie że spotykam larpera na ulicy i go zapraszam na kawę, ten mi odmawia wpierw że nie ma czasu, że nie chce mu się, udaje po prostu trudnego do zdobyciaw końcu napadam go w ciemnej uliczce i tam mu zatykam gębę kutasem, a potem wielkim ziemniakiem, żeby nie mógł krzyczećmówi mi jeszcze że jest facetem, że on tylko tak ubiera się jak kobieta ironicznie i tak dalej, ale ja mu tylko mówię że chuj mnie to i że dla mnie jest kobietą, po czym wpycham mu kutasa w jego ciasne, nierozdziewiczone jeszcze, oblepione kupą, dupsko
/ZaCRmfx5c09T9sxTUBoN5A==/;stub:no
>>214793992dobranoc chomikto fajnie że tak szaujesz co on sobie życzy
>>214794466A siądziesz płasko na podłodze z prostymi plecami?
>>214794013>kierowanie robocikiem zamiast zapierdolu fizycznegom-moglo byc gorzej
>>214794030zapytałem się loszki jakie jest jej ulubione wydarzenie historyczne to mi odpowiedziała że nie wie bo się historią nie interesuje
>>214794037odmiana botaniczna Gesha z Panamy, ale nie wiem, czy jest teraz na nią sezon
>>214794091No to w porządku, chociaż ja to bym najchętniej tak minimum z kilometr od najbliższej cywilizacji.
>>214794096ale nie zamawiałem żadnych poszewek czy poduszek.swoją droga do tej pory sie cieszę że wiele lat temu znajomi nie sprezentowali mi czegoś takiego, mimo że mieli plany.
Nie lubię przechodzić koło dworca gdy jest dużo gównarzerii. Bardzo się stresuję wtedy.Jak przechodzę obok dorosłych to mam wyjebaneczy to ptsd ze szkoły?
smiertwsim, hto na piriszkodydowutja wylnostitrudowomu liudy
>pa skopiowałem setki innych danpaku>masz unikać te kulki okej>ALE JESTEŚ WRÓŻKOM>kup moją gre goju
to idź do jakiegoś lepszego fryzjera i zapytaj co proponuje dla ciebie, potem będziesz wiedział czy ci się podoba
>>214794013baza, smacznego, mocarzu
>>214794955>Beta - czyli nieszczęśliwy kochanekczy Miłosz to /nasz gość/?
walka w powietrzu
ruszyli w dalszą drogę w dolinie widzieli orły i inne ptaki do tego mnóstwo saren rosły tam też dzikie orchidee i bambusowe zarośla rzeka w tym miejscu była dość szeroka tocząc wody po ogromnych głazach a wszędzie dokoła z gęstej dżungli lały się wodospady sędzia wysforował się naprzód z jednym delawarem trzymając w ręku karabin naładowany małymi twardymi pestkami z owoców
nopalu a wieczorem fachowo oporządzał ustrzelone kolorowe ptaki nacierając ich skórę prochem strzelniczym i wypychając motkami ugniecionej trawy a gotowe okazy pakował do swoich juków między kartki zeszytu wkładał liście drzew i roślin z koszulą rozpostartą w obu dłoniach skradał się na palcach za górskimi motylami przemawiając do nich szeptem sam
niezgorszy oryginał kiedy usiadł żeby zapisać coś w notatniku podsuwając go ku poświacie ogniska toadvine popatrzył na niego a potem spytał jaki jest sens tego wszystkiegozastygło pióro skrobiące po papierze sędzia spojrzał na toadvine’a następnie znowu zabrał się do pisaniatoadvine splunął w ogniskosędzia pisał dalej wreszcie zatrzasnął zeszyt
odrzucił go na bok złożył dłonie przesunął nimi po nosie i ustach i oparł na udachskoro coś istnieje powiedział skoro coś istnieje na tym świecie bez mojej wiedzy istnieje bez mojej zgodyrozejrzał się po ciemnym lesie w którym biwakowali ruchem głowy wskazał zgromadzone okazy być może te bezimienne stworzenia wydają się mało ważne w skali całego świata ciągnął a jednak może nas pożreć najmniejszy okruch
i bose ubrane w niewybieloną bawełnę tej krainy ściskały chochle ściskały nagie dzieci po pierwszej salwie kilkanaście z nich skuliło się i osunęło na ziemiępozostałe rzuciły się do ucieczki starcy wymachiwali rękoma dzieci truchtały mrugając w błyskach wystrzałów nadbiegło kilku młodych mężczyzn z napiętymi łukami ale padli od kul a jeźdźcy przetoczyli się przez osadę tratując chaty z trawy i
najmniejsza drobinka pod tamtą skałą żyjąca bez naszej wiedzy tylko natura może zniewolić człowieka więc dopiero gdy istnienie ostatniego bytu wygnane zostanie z kryjówki i postawione przed nim nagie wtedy będzie on suzerenem na tej ziemico to suzeren?władca władca albo królto czemu nie mówić władca?bo
suzeren to szczególny władca panuje nawet tam gdzie są inni władcy unieważnia osądy miejscowychtoadvine splunąłsędzia położył ręce na ziemi spojrzał na swojego rozmówcę do tego roszczę sobie prawo powiedział a jednak wszędzie tutaj są zakamarki w których tętni niezależne życie niezależne aby ziemia mogła być moja
kukurydziany z małymi kawałkami nierafinowanego brązowego cukru piloncillo na dworze było ciemno i wirowały płatki śniegu w pomieszczeniu nie rozpalono ognia a znad jedzenia unosiła się gęsta para po posiłku zapalili cygara kobiety zebrały
niczemu nie wolno istnieć bez mego zezwoleniatoadvine siedział po turecku przed ogniskiem żaden człowiek nie pozna wszystkiego co chodzi po tej ziemi odparłsędzia przekrzywił wielką głowę człowiek wierzący że tajemnice świata na zawsze pozostaną ukryte żyje w otumanieniu i strachu zabobon przyczyni się do jego upadku deszcz
wypłucze jego czyny z kart życia ale człowiek który postanawia wywlec nić porządku z wielkiego gobelinu na mocy tego postanowienia stanie się panem świata a stając się nim będzie mógł kształtować swój los na własnych warunkachnie wiem co to ma wspólnego z łapaniem papugwolność ptaków to dla mnie zniewaga zamknąłbym wszystkie
słomą i łajnem w blasku mętnego światła ich oddechy buchały kłębami pary kiedy posłali sobie koce chłopak opuścił rękę wyszedł na podwórko i zamknął za sobą drzwi pozostawiając ich w głębokiej nieprzeniknionej ciemnościnikt się nie poruszył w tej zimnej stajni zatrzaśnięcie drzwi mogło przywołać w
w ogrodach zoologicznychbyłby to ogród jak diablisędzia się uśmiechnął tak odparł w rzeczy samejw nocy szlakiem przejechała karawana łby koni i mułów zawinięte w serape prowadzone w ciszy po ciemku jeźdźcy upominający jeden drugiego palcem przyłożonym do ust sędzia siedzący na szczycie górującego głazu patrzył na ich
rękami na nagich kamieniach aż dłonie zgrabiały mu z zimna minął ostrożnie żwirowe osypisko i ruszył przez rumosz wśród małych sękatych drzew upadał raz po raz i szukał w mroku podparcia dla rąk podnosił się i obmacywał rewolwer za paskiem mozolił się tak przez całą długą
nastali ludzie i słońca świecące nad ich głowaminaprzeciw niego siedziała ogromna ohydna postać sędziego półnagi pisał w swojej księdze w ciernistym lesie który przebyli ujadały małe pustynne wilki odpowiadały im inne – z suchej równiny rozciągającej się z przodu a wiatr owiewał węgle w które wpatrywał się glanton gnaty opuncji rozżarzone opalizującą mozaiką pulsowały jak
klincz • mangas colorado • cudak • zabójstwo owensa • w kantynie • oględziny głowy pana bella • sędzia o prawie • psy z piekła rodem • fandango sędzia i meteorytrankiem gdy wyruszali było jeszcze zimniej na ulicach ani żywego ducha na świeżym śniegu żadnych śladów na skraju miasta zobaczyli miejsce w którym drogę przecięły wilkijechali wzdłuż małej rzeki znajdującej się pod
noc kiedy dotarł na taras skalny nad dnem kanionu usłyszał szum strumienia płynącego w jarze poniżej szedł więc dalej potykając się z dłońmi wetkniętymi pod pachy jak uciekinier w kaftanie bezpieczeństwa dobrnął do wyschniętego koryta rzeczki i ruszył po
widnokrąg rozpościerała się żużlowa równina hen na południu za czarnymi wzgórzami wulkanicznymi leżała samotna śnieżnobiała grań z piasku lub gipsu przypominająca grzbiet jakiegoś bladego morskiego stwora wynurzającego się z ciemnych archipelagów sunęli dalej po całym dniu
piachu który wywiódł go z powrotem na pustynię gdzie ledwo żywy i zziębnięty stanął i popatrzył tępo dokoła w poszukiwaniu jakiejkolwiek gwiazdy na zachmurzonym niebiena równinie prawie cały śnieg stopniał lub odleciał z wiatrem od północy nadciągała burza za burzą w oddali przetaczały
jazdy dotarli do kamiennych zbiorników i wody której poszukiwali napili się więc i przelali czerpakami wodę dla koni z wyższych zbiorników do tych suchych poniżejdokoła wszystkich wodopojów na pustyni walają się kości jednak tego wieczoru sędzia przyniósł do ogniska taką jakiej nikt dotąd nie widział wielką kość udową dawno wymarłego stworzenia którą znalazł w zwietrzałej skale i teraz siedząc przy ognisku mierzył ją
blisko stu jeźdźców niektórzy nie mieli kapeluszy inni spodni jeszcze inni pod kurtkami byli całkiem nadzy wyposażeni w zdezelowaną broń stare fuzje i skałkówki łuki ze strzałami lub tylko w kawałek sznura służący do duszenia przeciwnikaglanton i jego ludzie zlustrowali ten oddział z kamiennym rozbawieniem meksykanie na wyścigi wy ciągali ręce z prośbą o tytoń glanton wymienił z pułkownikiem zdawkowe uprzejmości
się grzmoty było zimno i pachniało mokrym kamieniem ruszył przez jałową nieckę gdzie rosły tylko małe kępy trawy i gdzieniegdzie juki stojące samotnie i cicho na tle niskiego nieba jak posterunki istot z zaświatów na wschodzie z pustyni wyrastały czarne góry przed sobą widział posępne masywne urwiska i nawisy wcinające się w piach jak cyple wlókł się dalej zmarznięty bez czucia w stopach nie
zastrzelone na miejscu ale z zagajnika akacji wyłonił się kolejny i aż po możdżeń zatopił rogi w boku konia na którym jechał james miller miller dostrzegł atakujące zwierzę i wyszarpnął stopę ze strzemienia a siła uderzenia o mało nie zrzuciła go z siodła wierzchowiec zakwiczał i wierzgnął byk stał jednak mocno na
jadł od prawie dwóch dni i niewiele odpoczywał rozeznając się w terenie dzięki rzadkim zygzakom piorunów szedł dalej i wreszcie okrążył ciemny występ skalny po prawej stronie i przystanął dygocząc i chuchając w zaciśnięte zimne dłonie w oddali na prerii palił się ogień
początkującymi uczonymi kiwając tępo głowami wyciągali ręce i dotykali pocętkowanej i skamieniałej kolumny kości – być może po to żeby poczuć w palcach ogrom wymiarów czasowych o których opowiadał sędzia opiekun wyprowadził półgłówka z klatki i uwiązał go obok ogniska sznurem z końskiego włosia którego nie dałoby
jeszcze glanton przecisnął się przez tłum – każdy z nich ponaglił więc konia ruszając za dowódcą i nawet sędzia nie odezwał się ani słowem żeby się wymówić od rozmowyruszyli w mrok na rozpościerające się przed nimi pobielone księżycową
samotny płomień postrzępiony przez wiatr który to wzmagał się to słabł rozsypując na falach burzy niczym gorący łupież snopy iskier przywiane z jakiejś niepojętej kuźni buzującej na bezludziu dzieciak usiadł i patrzył nie umiał ocenić
misji san josé de tumacácori i sędzia oddalił się żeby obejrzeć kościół stojący o jakąś milę od szlaku wygłosił krótką rozprawę na temat dziejów i architektury tego przybytku a ci którzy go słyszeli nie mogli uwierzyć że nigdy wcześniej tutaj nie był towarzyszyło mu trzech z oddziału glanton zaś patrzył za nimi ogarnięty mrocznym przeczuciem ruszył z pozostałymi dalej ale po pokonaniu krótkiego odcinka drogi zatrzymał
jak daleko znajduje się ogień położył się na brzuchu żeby ujrzeć wyraźniej teren na tle nieba żeby zorientować się co to za ludzie ale nie było ani nieba ani ziemi przez długi czas leżał i patrzył nic więcej jednak nie zobaczyłgdy znowu ruszył w drogę wydawało się że ogień się cofa między nim a światłem przemknęła grupka
napotykanych dokoła a potem rzucił ją na piasek i zamknął książkęnie ma w tym żadnej tajemnicy powiedziałrekruci zamrugali tępo oczamiw głębi serca pragniecie poznać jakąś tajemnicę tajemnica polega na tym że nie ma tajemnicywstał i zagłębił się w mrok poza
czerwono jak węgle płomienie tańczyły na wietrze żar przygasał buchał przygasał buchał niczym krew brocząca z jakiegoś wybebeszonego stworzenia i patrzyli w ogień który zawiera w sobie coś człowieczego w tej mierze w jakiej ludzie bez niego ubożeją w jakiej są wygnańcami odciętymi od swych korzeni bo każdy ogień
sylwetek potem znowu może wilki szedł dalejna środku pustyni płonęło pojedyncze drzewo heraldyczne drzewo podpalone przez przelotną burzę samotny pielgrzym którego przyciągnęło przebył daleką drogę żeby dotrzeć do tego miejsca teraz więc ukląkł na gorącym piasku i wyciągnął skostniałe dłonie a ze wszystkich stron do tego koła garnęły się
przykucnęli za nimi z karabinami w rękach glanton zerknął przez ramię na pozostałych i pchnął swojego wierzchowca przez próg żeby zajrzeć do kościoła górna część murów była zwalona podobnie jak prawie cały dach a na posadzce leżał człowiek glanton zaprowadził konia do zakrystii stanął wraz z innymi i patrzyłmężczyzna leżący na popękanych glinianych kafelkach konał cały ubrany we własnoręcznie
wspólnoty mniejszych wyznawców zwabione przez ten dzień w nocy małe sowy kucające i przestępujące z nogi na nogę w ciszy tarantule i solfugi pająki majów i wredne ptaszniki helodermy o paszczach czarnych jak u chow-chow śmiertelnie niebezpieczne dla człowieka małe pustynne bazyliszki które tryskają krwią ze ślepi i drobne żmije piaskowe podobne
niepewnie w wiry na płyciznach i zaczęły pić podnosząc mokre pyski i spoglądając na wodę i przeciwległy brzegw górze rzeki natknęli się na obóz niedobitków taboru wytrzebionego przez cholerę ci którzy przeżyli kręcili się wśród rozpalonych za dnia ognisk albo patrzyli pustym wzrokiem na obszarpanych kawalerzystów którzy wyłonili się spomiędzy wierzb manatki leżały rozrzucone na piasku a liche mienie zmarłych
głową i odparł że być może tak było jednak mądry bóg na wysokości niezadowolony z pleniącego się na ziemi obłędu niechybnie poślinił kciuk wychylił się z otchłani i zgasił jeden aż ten z sykiem przepadł w pomroce a gdyby znalazł inny sposób żeby ptaki mogły wytyczać w ciemności swe szlaki być może tak samo postąpiłby z drugim
do eleganckich bóstw ciche i takie same jak w dżuddzie w babilonie konstelacja rozognionych ślepi na skraju świetlistego kręgu wszystkie związane kruchym rozejmem na widok tej pochodni której jasność wtłoczyła gwiazdy z powrotem w czeluść nieboskłon
kiwnął głową w kierunku kruszącego się glinianego gzymsu a tam siedział nie wiem co robił siedział to strzeliłem do skurwysynaglanton spojrzał na sędziegowydaje mi się że to był imbecyl odparł holdenglanton zabrał swojego konia i wyszedł na dziedziniec przez nieduże drzwi przy bocznej nawie
usłońce wstało a on spał pod dogasającym szkieletem poczerniałego pnia burza przeniosła się na południe nowe niebo było surowe i błękitne smuga dymu ze spalonego drzewa wznosiła się pionowo w nieruchomym powietrzu poranka jak cienka igła wskazująca godzinę swym
spódniczki z kory brzozowej uplecionej w sznurki wiele ładnych jeszcze więcej ze śladami syfilisuglanton przechadzał się po tym nędznym obozowisku z psem u nogi i karabinem w dłoni jumowie popłynęli z kilkoma wychudłymi mułami ocalałymi z taboru na drugi brzeg a on stał i patrzył na nich w dole rzeki utopili jedno zwierzę wyciągnęli je z wody i poćwiartowali w rzece moczył nogi starzec z długą brodą w kurtce podszytej
tego nie zrobiliprawda o świecie rzekł polega na tym że wszystko jest możliwe gdybyście nie poznali świata od kołyski wskutek czego zatraciła się w waszych oczach dziwna jego natura jawiłby się wam taki jaki jest jako sztuczka z kapeluszem w lunaparku majaki w malignie trans zaludniony chimerami co nie mają żadnego pierwowzoru ani podobieństwa wędrowny karnawał objazdowy cyrk którego ostateczny cel po
wyraźnym lekko oddychającym cieniem rzucanym na oblicze ziemi bez niego pozbawione wszelkich wyznaczników znikły stworzenia które nocą czuwały u boku dzieciaka a dokoła pozostały tylko osobliwe koralowe formy fulgurytów wytopionych z piaskowych bruzd w miejscach gdzie po ziemi przetoczył się z sykiem kulisty piorun cuchnący siarkąusiadłszy po turecku w
Co się odjebalo?
trzeba było zastrzelić powiedziałsędzia się uśmiechnąłnie lubię widzieć białych w takim stanie dodał glanton szwab nie szwab nie lubięruszyli na północ śladem rzeki drzewa były ogołocone liście na ziemi oblepione łuskami lodu cętkowane kościste gałęzie topól wyraźne i grube na tle wy watowanego nieba nad pustynią wieczorem przebyli tubac wokół nikogo tylko
oku lejkowatego odludzia patrzył jak świat przemienia się na rubieżach w migotliwe przywidzenie okalające pustynię po pewnym czasie wstał wyszedł z niecki i ruszył wzdłuż suchego arroyo podążając za małymi demonicznymi śladami aż natknął się na pekari chłepczące wodę z kałuży chrumkając pierzchły w chaparral a on legł na podeptanym mokrym piasku napił się odetchnął chwilę i znów się napiłpo południu ruszył
przybił u góry w miejscu gdzie znajdował się knecht z dryfujących desek łódź zbito z dwóch dopasowanych starych wozów uszczelnionych pakułami grupka ludzi czekała z tobołkami na ramionach glanton odwrócił się i wszedł na skarpę żeby wziąć swego koniaprzewoźnikiem był lekarz ze stanu nowy jork o nazwisku
świecie więcej rzeczy istnieje poza naszą świadomością niźli w jej obrębie a porządek który widzimy w dziele stworzenia to porządek któryśmy sami mu nadali jak sznurek rozpięty w labiryncie by nie zgubić drogi istnienie ma własny porządek którego nie ogarnie żaden ludzki umysł bo sam umysł to tylko jedna z wielu okolicznościbrown splunął w ogień znowu te twoje wariactwa powiedziałsędzia się uśmiechnął złożył dłonie na piersi
w głąb doliny z brzuchem ciężkim od wypitej wody trzy godziny później napotkał końskie ślady ciągnące półkolem z południa skąd nadjechał oddział szedł obok porządkując w myśli wzór obliczając liczbę jeźdźców uznał że galopowali wlókł się po tych śladach przez kilka mil a ich gmatwanina wskazywała że wszyscy jechali razem wywrócone małe kamienie i zadeptane dołki świadczyły że jechali nocą stanął i osłoniwszy dłonią oczy
opuszczone hacjendy i przydrożne mogiły a przed południem natknęli się na ślady apaczów ciągnące z zachodu sunące ku nim po sypkim piasku wyschniętego koryta rzecznego zsiedli każdy wziął ze skraju szlaku szczyptę udeptanego piasku i starł ją w palcach
ruszyli ścieżką w dół rzeki glanton prowadząc konia doktor w asyście swojego psa drepczącego dziesięć kroków za nimoddział glantona rozłożył się obozem na piaszczystej ławie częściowo w cieniu nadrzecznych wierzb kiedy nadeszli we dwóch idiota w klatce wstał chwycił się prętów
końskiego włosia bo zatoczyła krąg nad ogniskiem i wróciła do sędziego a on chwycił ją w dłoń i znów się uśmiechnąłłuk po którym przemieszcza się krążące ciało określony jest przez długość uwięzi powiedział sędzia księżyce monety ludzie poruszał dłonią jakby wyciągał coś z kułaka serią rytmicznych
spoglądał w dal wypatrując kurzu albo jakichś oznak obecności eliasa nie było nic ruszył dalej po przejściu kolejnej mili natknął się na dziwne poczerniałe kłębowisko pośrodku szlaku przypominające spalone ścierwo jakiejś bezbożnej bestii ominął je łukiem odciski butów i kopyt
vandiemenlander i mężczyzna ze wschodu o nazwisku gilchrist w rękach barbarzyńców żaden nie zaznał lepszego ani gorszego traktowania niż reszta wszyscy czterej cierpieli więc po równo i jednakowo skonalinocą oddział przejechał przez misję san xavier del bac kościół ciemny i niewzruszony w poświacie gwiazd nie szczeknął żaden pies wydawało się że w skupiskach chat
pięcioosobowy pododdział pojechali w dół rzeki do obozu jumów przecięli las bladych wierzb i sykomor oblepionych gliną z wezbranej rzeki minęli stare acequias i niewielkie zimowe poletka gdzie suche łupiny po kukurydzy grzechotały cicho na wietrze a
ciemności z cichym wysokim sykiem przecinając płomienie uniesiona dłoń sędziego w jednej chwili była pusta a w następnej trzymała monetę rozległo się pacnięcie i moneta się pojawiła mimo to niektórzy stwierdzili że jedną wyrzucił a
zadeptane były przez wilki i kojoty pokryte śladami podchodów zbiegającymi się pośródku tej zwęglonej materii i rozbiegającymi promieniście na wszystkie stronybyły to szczątki skalpów wziętych nad nacozari które spalono bez miłosierdzia w cuchnącym zielonym ognisku żeby po
widzieli też wilka przyczajonego na chudych łokciach pośrodku poletka melonów który obserwował ich przejazd na równinie od północy leżało miasto rysujące się cienką linią bladych murów stłoczyli więc konie przy niskim eskerze ze żwiru a potem lustrowali miasto okolicę i łańcuchy nagich gór w oddali pustynne kamienie leżały w pętach mrocznego cienia i wiatr dął od słońca które osiadło
kostiumy a zarazem nosili je z tak wielką godnością że bledsi jeźdźcy z najwyższym trudem zachowywali powagę przywódcą był niejaki caballo en pelo stary kacyk miał na sobie przepasane palto z wełny które przydałoby się w znacznie zimniejszym klimacie a pod nim damską bluzkę z haftowanego jedwabiu i portki z szarej żorżety
poleciała moneta ale jeśli któryś ją znalazł zachował to dla siebie a o wschodzie słońca dosiedli koni i ruszyli w dalszą drogęwóz z idiotą w klatce wlókł się na końcu kolumny a pies glantona zwolnił kroku żeby dreptać obok być może powodowany opiekuńczym instynktem jaki w zwierzętach budzą dzieci glanton go zawołał a gdy ten nie usłuchał przyhamował konia zrównał się z tyłem małej kolumny pochylił i
chcesz robić?nie wiem spróbuję go poprowadzić zobaczę czy pójdziedaleko nie zajdziewiemmożemy na zmianę jechać na moimalbo możesz jechać sammogętate spojrzał na niego no to jedź jak chcesz powiedziałdzieciak splunął chodźza nic nie zostawię siodła ani konia jeśli już o to chodzidzieciak chwycił wiszące wodze swojego wierzchowca lepiej się zastanów czy to byłoby za nic odparłruszyli prowadząc zwierzęta
skazanych na zagładę poblanos nie pozostało nic oprócz spopielonych paprochów spalenia dokonano na małym wzniesieniu i dzieciak uważnie przyjrzał się każdemu skrawkowi ziemi dokoła ale nic nie zobaczył ruszył dalej idąc po śladach zapowiadających pościg i śmierć wypatrując ich w rzednącym świetle po zachodzie słońca zrobiło się zimno ale nie aż tak jak w górach osłabiony postem usiadł na piachu żeby odpocząć a
nędznych przyścianków i szałasów zrobionych z kijów skór i brezentów zdartych z wozówkłusowali dalej zaszczekało kilka psów pies glantona kluczył niespokojnie a z obozu wyjechała delegacja jeźdźcówbyli to apacze chiricahua w liczbie dwudziestu dwudziestu pięciu choć słońce już wzeszło panował chłód mimo to byli półnadzy
przekłutym kością obwieszoną małymi wisiorkami trzecim mężczyzną był pablo ubrany w szkarłatny surdut ze zmatowiałym szamerunkiem i epoletami ze srebrnej nici był bosy miał gołe nogi i nosił okrągłe zielone okulary tak wyelegantowani stanęli szeregiem przed oddziałem amerykanów i kiwnęli
szczątki prymitywnych łodzi wywróconych do góry dnem na bezbrzeżnej pustce; śmiertelnie bladzi i surowi minęli czarne sylwetki padłych z pragnienia koni i mułów które porzucili wędrowcy wyschnięte na wiór zwierzęta skonały w piachu wyciągając z bólu szyje
powietrzu razem z kotłującymi się ziarenkami lotnego piasku po kolejnej godzinie zniknęły ślady jadącego przed nimi oddziału wszędzie jak okiem sięgnąć niebo było jednakowo szare i wiatr nie ustawał po chwili zaczął padać śniegdzieciak wyjął koc i się nim owinął odwrócił się plecami do wiatru a koń pochylił łeb i przytulił policzek do jego twarzy rzęsy miał przyprószone płatkami śniegu nadszedł tate i stali teraz
gdy się obudził leżał skulony na ziemi na niebie świecił księżyc półksiężyc wiszący jak dziecięca łódeczka w rozstępie między czarnymi papierowymi górami na wschodzie wstał i ruszył w dalszą drogę wokół ujadały kojoty nogi się pod nim uginały po kolejnej godzinie wędrówki natknął się na koniakoń stał na szlaku a potem uskoczył w bok i się zatrzymał dzieciak przystanął i wyciągnął rewolwer koń minął go ciemna sylwetka z jeźdźcem lub bez
meksykańskim stroju miał szpadę a za rozdartą kolorową szarfą nosił kolta jednego ze zwiadowców osadził konia przed glantonem i zerknąwszy na swoich ludzi odezwał się dobrą hiszpańszczyzną pytając najemników dokąd zmierzają gdy tylko się odezwał wierzchowiec glantona wyciągnął szyję i ugryzł jego konia w ucho trysnęła krew koń zarżał i stanął dęba apacz przywarł do jego grzbietu żeby nie spaść wydobył szpadę i wtedy zobaczył wpatrzoną w
odparł de dónde viene?xviiipowrót • oswobodzenie półgłówka • sarah borginnis • konfrontacja • kąpiel w rzece • spalenie klatki • james robert w obozie • drugi chrzest • sędzia i głupiecnastała już ostatnia godzina nocy kiedy wyjechali z obozu jumów rak panna i lew mknęły wzdłuż ekliptyki na
scorii w rzece magmy pod końskimi kopytami alabastrowy piasek usypywał się w osobliwie symetryczne rozety jak układ opiłków żelaza w polu magnetycznym i kształty te rozkwitały i więdły rezonując na tej harmonicznej ziemi i wirując żeby w końcu zgasnąć na playa jakby nawet w najmniejszym odprysku rzeczy zawierał się osad czucia jakby w wędrówce tych jeźdźców kryło się coś tak
to przynajmniej będzie wiadomo że nie krążymy w kołozostaniemy odcięci nie odnajdziemy glantonajuż jesteśmy odcięcitate odwrócił się i popatrzył ponuro na wirujące płatki śniegu gnane na północ chodźmy powiedział nie możemy
trudno było powiedzieć zawrócił i podszedłdzieciak przemówił do niego słyszał jego głęboki oddech wydobywający się z płuc słyszał jak się porusza a gdy się zbliżył poczuł jego woń szedł za nim prawie przez godzinę mówiąc do niego pogwizdując wyciągając ręce kiedy zdołał podejść na tyle
a jego czarne oczy unikały wzroku glantona sędzia wysunął się do przoduvaya tranquilo powiedział un accidente nada másmire odparł indianin mire la oreja de mi caballoprzytrzymał wierzchowca za szyję żeby pokazać ranę ale zwierzę wyrwało łeb i potrząsnęło nim a krew z nadgryzionego ucha obryzgała jeźdźców krew końska czy nie końska dreszcz przeszył ten chwiejny układ wierzchowce zesztywniały
obozujące u przeprawy zobaczyły idiotę w klatce zgromadziły się dokoła najwyraźniej nieprzejęte jego nagością ani brudem podśpiewywały do niego i naradzały się i w końcu jedna niejaka sarah borginnis poprowadziła wszystkie na poszukiwania właściciela była kobietą dużej postury o rumianej twarzy zbeształa goa w ogóle jak ty się nazywasz?cloyce bell proszę pania on?nazywa się james robert
zrobiona ze skóry i kości wyczyszczonych przez pumeksowe wiatry znad jeziora spomiędzy gałęzi bladych żeber zwisały strzępy skóry pojechali dalej konie posępnie deptały obcy świat okrągła ziemia toczyła się pod nimi młócąc w ciszy większą od siebie otchłań która zawierała wszystko w obojętnej surowości tej krainy wszelkie zjawiska nacechowane były osobliwą równością i nic ani pająk ani kamień ani źdźbło
buchały kłębami pary jak lokomotywy i robiło się coraz zimniej i ciemniejspali w śniegu okutani w koce gdy dopadli ich zwiadowcy z przedniej straży armii eliasa jechali przez całą noc jedyną widoczną drogą coraz dalej i dalej żeby nie stracić z oczu szlaku płytkich wgłębień w terenie zasypywanych przez śnieg było ich pięciu wyłonili się w mroku spomiędzy roślin zimozielonych prawie
blisko że mógł go wreszcie dotknąć chwycił za grzywę i wtedy koń pokłusował a dzieciak biegł obok uczepiony aż w końcu oplótł mu nogami przednią nogę i przewrócił go gwałtownie na ziemięzerwał się pierwszy koń nieporadnie próbował wstać więc dzieciak pomyślał że się zranił przy upadku ale tak nie było zacisnął pasek na pysku i
zwiadowców gdy nadjechali pozostali dzicy odsunęli się robiąc im miejsce indianin na ugryzionym koniu wskazał zranione ucho ale wódz tylko skinął przyjaźnie głową ustawił wierzchowca bokiem do sędziego zwierzę wygięło szyję jeździec osadził konia buenos días odezwał się de dónde viene?sędzia uśmiechnął się dotykając ręką uschniętego wieńca na głowie bo prawdopodobnie zapomniał że nie ma kapelusza w sposób bardzo oficjalny przedstawił
odwróciła się do pozostałych kobietwszystkie razem trzeba go wykąpać i ubrać niech no któraś pobiegnie po mydłoproszę pani odezwał się opiekundalej zabieramy go nad rzekękiedy ciągnęły wóz minął ich toadvine z dzieciakiem zeszli ze ścieżki i patrzyli uczepiony prętów półgłówek pohukiwał w stronę wody a kilka
>>214796321>>214796321>>214796321>>214796321
>mitä tehdä Puolassa?>kurwailla ja polskia :D
kobiet wydobyło się westchnienie kilka zadarło spódnice wtykając rąbek za talię i stanęło w rzece żeby pomóc idiocieborginnis sprowadziła go uczepionego jej szyi z wozu kiedy dotknął stopami ziemi odwrócił się do rzeki kobieta była ubabrana odchodami ale nie zwracała na to uwagi spojrzała na towarzyszki stojące na brzeguspalcie tojedna pognała do ogniska po szczapę inne wprowadziły jamesa roberta do wody a klatka
się ostrożnie w kołnierzu za dużej koszuli natłuszczono mu włosy i zaczesano płasko na głowie aż wyglądały jak namalowane dostał łakocie więc siedział śliniąc się i patrząc w ogień ku wielkiemu podziwowi kobiet rzeka płynęła w mroku a nad pustynię od wschodu wytoczył się księżyc rybiego koloru i w jałowym świetle
swojego wodza glantona dokonano wzajemnej prezentacji mężczyzna miał na imię mangas zachowywał się przyjaźnie i mówił biegle po hiszpańsku kiedy indianin na pogryzionym koniu ponownie zgłosił swoją skargę mangas zsiadł wziął łeb zwierzęcia w dłonie i obejrzał ranę mimo dużego wzrostu miał pałąkowate nogi i dziwnie nieproporcjonalne ciało
otuliła i pocałowała na dobranoc a w obozie zaległa cisza kiedy półgłówek znów zjawił się w tym granatowym zadymionym amfiteatrze był nagi i dreptał obok ognisk jak wyłysiały mylodon zatrzymał się posmakował powietrza i powlókł się dalej ominął z dala
miejsce przeprawy i zaczął się przedzierać przez wierzby stękając i napierając chudymi rękami na przeszkody w nocy a potem stanął samotny na brzegu zahuczał cicho i odgłos ten popłynął w dal jako dar tak bardzo potrzebny że nie wrócił żadnym echem wszedł do rzeki zanim jeszcze woda sięgnęła
spojrzał z ziemi na amerykanów spojrzał na pozostałych jeźdźców i machnął do nich rękąandale powiedział odwrócił się do glantona ellos son amigables un poco borracho nada másapacze zaczęli wyjeżdżać spomiędzy amerykanów jak ludzie wyłażący z ciernistych krzaków najemnicy postawili karabiny na sztorc a mangas podprowadził do przodu ugryzionego konia i zadarł mu do góry łeb dłońmi całkowicie panując nad
stanął więc go ponaglił ale bez skutku dźgnął konia obcasami w żebra aż ten przysiadł na tylnych nogach i się zachwiał wyciągnął rękę zdjął pasek z pyska znów kopnął go piętami i smagnął paskiem i wtedy zwierzę ruszyło dziarskim krokiem owinął sobie grube pasmo grzywy wokół zaciśniętej dłoni i
jakiejkolwiek nocnej przeprawy? – więc wmaszerował do rzeki i chwycił tonącego idiotę jak potężna akuszerka wyciągnął go za pięty i dał mu klapsa w pośladek żeby wypluł wodę scena narodzin chrzest albo inny rytuał
najprawdopodobniej ją przerzucono na pustyni widać było ślady wleczenia i but ojciec dziewczynki klęczał przyciskając do piersi poplamiony krwią łachman głuchy na namowy by wstał i odszedł wieczorem na ulicach rozpalono ogniska i zarżnięto wołu a glanton i jego ludzie ugościli pstre
jechał przywierając do nagiego końskiego grzbietu wyczuwając pod skórą dyskretnie poruszające się kręgiw trakcie jazdy dołączył do nich drugi koń który nadbiegł z pustyni i zaczął iść obok i szedł aż do świtu w nocy ślady jeźdźców zlały się ze śladami większego
towarzystwo złożone z mieszkańców żołnierzy zmalałych indian czyli tontos jak nazywali ich pobratymcy obozujący za murami odszpuntowano baryłkę whiskey i wkrótce pijani mężczyźni zataczali się w kłębach dymu kupiec z miasta przyniósł psi miot a wśród szczeniąt jedno miało sześć łap drugie dwie a trzecie czworo oczu w głowie zaproponował ich kupno glantonowi lecz ten
oddziału i teraz środkiem doliny prowadził na północ szeroki wydeptany szlak gdy nastał dzień dzieciak pochylił się i z twarzą przytuloną do końskiego ramienia wpatrywał się w odciski kopyt były to ślady niepodkutych indiańskich
go przepędził precz grożąc że zastrzeli zwierzętawołowina obgryziona została do kości kości wyniesiono ze zniszczonych domów przyciągnięto belki i rzucono w płomienie ludzie glantona byli już w większości nadzy łazili dokoła
wierzchowców około stu to nie indianie ruszyli tropem jeźdźców lecz odwrotnie jechał dalej mały koń który przyłączył się do nich nocą oddalił się na sporą odległość i teraz spoglądał czujnie a koń pod dzieciakiem był niespokojny i umęczony brakiem wodyw
zrozumiał że to ich bliskość strwożyła oba konie ale jechał dalej obserwując to zwierzęta to widnokrąg na północy wstrząsana dreszczami chabeta której dosiadał szła ostatkiem sił po chwili zobaczył że jeźdźcy mają kapelusze popędził konia a oni zrobili sobie postój i usiadłszy na
oczodołów ziały chęcią mordu; on i jego jeźdźcy patrzyli smętnie na dzieciaka jakby w ogóle do nich nie należał tak bardzo zjednoczyły ich chwile wspólnej niedoli zsunął się z konia i stanął między nimi wychudły i spragniony przypominający szaleńca ktoś rzucił mu manierkęstracili czterech ludzi pozostali pojechali na zwiady przez całą noc i cały
przyprowadził mu konia na którym rekrut sloat wyruszył z ures kiedy zebrali się do drogi pół godziny później dwa wierzchowce nie chciały wstać musieli je więc zostawić dzieciak siedział zgarbiony w chybotliwym drewnianym siodle na koniu należącym do nieboszczyka kołysał się na boki i po chwili zwiesiwszy bezwładnie ręce i nogi zaczął podskakiwać we śnie jak marionetka kawalerzysty gdy się
chwiejnym krokiem a sędzia skrzyknął ich do tańca sam rzępoląc na zarekwirowanych prymitywnych skrzypkach; wstrętne skóry które z siebie zrzucili czerniły się w ogniu kopcąc i cuchnąc a czerwone iskry ulatywały w niebo jak dusze zamieszkujących w nich małych żyjąteko północy mieszkańcy się ulotnili a po mieście wałęsali się uzbrojeni nadzy
mężczyźni grzmocąc pięściami w drzwi dopominając się wódki i kobiet we wczesnych godzinach poranka kiedy dogasające ogniska przemieniły się w kupki popiołów a ostatnie skry pofrunęły z wiatrem wiejącym po gliniastych ulicach do palenisk przytruchtały piekielne psy żeby porwać sczerniałe ochłapy mięsa przed drzwiami domów
leżeli zaś skuleni goli mężczyźni obejmując się za ramiona i chrapiąc na zimniew południe znów byli na nogach z zaczerwienionymi oczami włóczyli się po uliczkach w większości wystrojeni w nowe koszule i spodnie odebrali konie od kowala on zaś
ziem ale na ocalonego popatrzył z tym samym uśmiechem co dawniej jakby wszystko na świecie toczyło się tylko po jego myślijechali przez resztę dnia między pofałdowanymi niskimi wzgórzami pokrytymi opuncją i głogiem od czasu do czasu któryś z luzaków zatrzymywał się na szlaku i słaniając się niknął za ich plecami w zimny niebieski wieczór zjechali długim stokiem od północy na jałową bajadę porośniętą tu i
postawił im wódkę był małym krzepkim mężczyzną o imieniu pacheco za kowadło służył mu ogromny żelazny meteoryt w kształcie wielkiego trzonowca i po zawarciu zakładu sędzia podniósł go z ziemi a po kolejnej rundzie zakładów dźwignął nad głowę kilku mężczyzn przepchnęło się do przodu żeby dotknąć meteorytu gdy znalazł się z powrotem na ziemi sędzia zaś wykorzystał tę sposobność żeby wypowiedzieć się na temat żelaznej budowy ciał
niebieskich oraz ich mocy i roszczeń na ziemi narysowano dwie linie w odległości dziesięciu stóp jedna od drugiej i po raz trzeci obstawiono zakłady wyjmując monety z pół tuzina krajów bite w złocie i srebrze a nawet kilka boletas – banknotów i skryptów dyskontowych z kopalń w pobliżu tubac sędzia chwycił wielki głaz –
od nie wiadomo ilu tysiącleci w drodze z nie wiadomo jakiego niepojętego zakątka wszechświata – uniósł go nad głowę zaparł się na drżących nogach i rzucił meteoryt upadł dobrą stopę poza linię a sędzia zgarnął bilon usypany na derce u stóp kowala wszystko dla siebie
spodka działo to stało bezczynnie niezaładowane na drewnianej lawecie doktor zasiadł w swej prymitywnej kwaterze do herbaty z glantonem i sędzią oraz brownem i irvingiem a glanton opisał mu kilka swych przygód z indianami i stanowczo radził by wzmocnił swoją pozycję doktor zaoponował stwierdził że dobrze ułożył sobie stosunki z jumami glanton odparł mu pro sto w twarz
żebyś nie zwracał na niego uwagi chłopczesędzia znów krzyknął z ciemności poza kręgiem poświaty a tobin położył ostrzegawczo rękę na ramieniu dzieciaka ale ten wstał i splunął w płomienie odwrócił się i łypnął na eks-księdzamyślisz że się go boję?
bo nawet glanton nie okazał chęci poręczenia w trakcie trzeciej próbyxviiwyjazd z tucson • bednarstwo • wymiana • kaktusowe lasy • glanton przy ognisku • oddział garcii • paraselene • boży ogień • eks-ksiądz o astronomii • sędzia o życiu pozaziemskim porządku i teleologii wszechświata • sztuczka z monetą • pies glantona • martwe zwierzęta •
piasek • ukrzyżowanie • sędzia o wojnie • ksiądz milczy • tierras quebradas tierras desamparadas • tinajas atlas • un hueso de piedra • rzeka kolorado • wędrowcy • indianie juma • przewoźnicy • do obozu jumówwyruszyli o zmierzchu z wartowni nad bramą wyszedł kapral i zawołał żeby się zatrzymali ale nie posłuchali wezwania jechali w
sile dwudziestu jeden mężczyzn w asyście psa ciągnąc niewielki wóz na którym umocowano klatkę z półgłówkiem jakby go czekał rejs po morzu za klatką przywiązano beczkę którą opróżnili poprzedniego wieczora beczkę najpierw rozebrał a potem złożył z powrotem człowiek którego glanton mianował bednarzem na czas wyprawy a w środku znajdował
mężczyźni zdarli skórę z zadu nie patrosząc brzucha potem odcięli połcie mięsa i upiekli je na ognisku a resztę pokroili w pasy i wywiesili do uwędzenia zwiadowcy nie wrócili postawiono więc czujki a pozostali położyli się spać każdy z bronią przyciśniętą do piersiprzed południem dnia następnego przecięli alkaliczną równinę na
się teraz bukłak z żołądka owcy zawierający może ze trzy kwarty whiskey bukłak przymocowano do szpuntu a resztę beczki napełniono wodą tak przygotowani wyjechali za mury na prerię której bezmiar pulsował w prążkowanym zmierzchu mały wóz kołysał się i skrzypiał a idiota ściskał pręty klatki i skrzeczał chrapliwie do słońcaglanton jechał na czele kolumny w nowym kawaleryjskim siodle z metalowymi okuciami i nowym czarnym kapeluszu
który dodawał mu prezencji rekruci a było ich pięciu szczerzyli się do siebie nawzajem zerkając przez ramię w kierunku wartowni david brown jechał na końcu zostawiwszy w tym mieście brata – jak się okaże na zawsze – był więc w tak podłym nastroju że
zaczął wściekle chłostać psa pętami popędzając go przed sobąnatrafiali na coraz więcej łańcuchów i juków wideł od dyszli i wozów siodła ogryzione z niewyprawionej skóry i zbielałe jak kości na krawędziach ślady mysich zębów w postaci drobnych szlaczków jechali przez krainę w której żelazo nie rdzewiało a metal nie pokrywał się śniedzią żebrowane sylwetki martwego bydła pod płachtami zeschniętej skóry leżały jak
bez żadnego powodu strzelił do wartownika kiedy wartownik zawołał po raz drugi brown okręcił się w siodle z karabinem w rękach a tamten miał dość rozumu żeby dać nura za osłonę i więcej się nie odezwał dzicy wyjechali im na spotkanie w godzinie długiego zmierzchu i
ziemi pozostałe głowy patrzyły wyschniętymi oczami beznamiętnie jak członkowie jakiejś świątobliwej sekty którzy ślubowali oddanie milczeniu i śmiercijeźdźcy spojrzeli na północ ruszyli w dalszą drogę za niskim wzniesieniem leżały w zimnym popiele szczątki dwóch wozów i nagie tułowia wiatr
wymieniono whiskey na zawartość rozpostartego na ziemi koca z saltillo glanton nie zwracał większej uwagi na negocjacje ale kiedy indianie odliczyli odpowiednią w mniemaniu sędziego ilość złota i srebra wszedł na koc zsunął obcasem monety cofnął się i kazał brownowi zabrać wszystko mangas i jego zastępcy wymienili posępne spojrzenia lecz amerykanie
dosiedli koni i odjechali i nikt oprócz rekrutów nawet nie obejrzał się przez ramię wiedzieli o oszustwie więc jeden przykłusował do browna i spytał czy apacze nie zaczną ich ścigaćnie będą jechali po nocy odpowiedział brownnowicjusz spojrzał do tyłu na sylwetki stłoczone wokół beczki pośrodku
czerniejącego spalonego pustkowiadlaczego nie?brown splunąłbo ciemnoruszyli z miasta na zachód u podnóża małej góry przez obskurne miasteczko zasłane kawałkami cerami ki wytapianej w piecu który tam niegdyś stał opiekun idioty jechał obok przechylonej na kozłach
wstrętne chórzystki obscenicznie potrząsając jakby ogolonymi głowamiruszyli dalej przecięli wyschnięte ujście rzeki na płaskiej pustyni i po południu przez ciąg wąskich skalnych rozstępów wjechali do krainy pofałdowanych wzgórz czuli woń
klatki a ten uczepiony kurczowo prętów w milczeniu patrzył na przemierzaną krainętej nocy przedarli się przez lasy karnegii i zagłębili między wzgórza na zachodzie niebo było zachmurzone a mijane smukłe kolumny przypominały ruiny ogromnych
świątyń uszeregowane poważne i ciche z wyjątkiem nieśmiałego pohukiwania sówek porastająca gęsto ziemię opuncja przyczepiała się do końskich boków kolcami które przebiłyby podeszwę buta aż po kość stopy spomiędzy wzgórz zaś nadciągnął wiatr i przez całą noc syczał wściekle jak żmija w tym lesie nieprzeliczonych cierni
jechali dalej a kraina stawała się coraz bardziej niegościnna tam właśnie na terenach bez wody zakończyli pierwszą z wielu jornados rozkładając się obozem tej nocy glanton długo wpatrywał się w żar ogniska wszędzie dokoła spali jego ludzie ale dużo się zmieniło wielu odeszło
mieszkańców którzy patrzyli obojętnie na najemników stare kobiety w czarnych chustach mężczyźni uzbrojeni w przedpotopowe muszkiety skałkówki i strzelby zrobione z części osadzonych niedbale w łożyskach z topolowego drewna ociosanych z grubsza jak zabawkowa broń dla chłopców niektórzy mieli nawet pukawki bez zamków a jako zapłon służyło cygaro wetknięte do otworu w boku lufy wskutek czego zastępujące amunicję kamyki rzeczne
padło zginęło delawarowie wybici do ostatniego spoglądał w płomienie lecz jeśli dostrzegł w nich przepowiednię wcale się nie przejął miał dożyć chwili gdy zobaczy morze na zachodzie a cokolwiek wydarzyłoby się potem sprostałby temu bo o każdej porze dnia i nocy był w pełni sobą nieważne czy jego dzieje
potoczyłyby się dalej wśród ludzi i narodów czy dobiegłyby kresu dawno już przestał rozważać następstwa swoich czynów i choć dopuszczał możliwość że przeznaczenie jest człowiekowi narzucone uznał śmiało że on sam zawiera w sobie
drzewami uczepione gałęzi ptaki zawodziły w szarym wieczornym świetle śnieg wirował po niewielkim placu zasnuwając sylwetki domów z błota i tłumiąc nawoływania sprzedawców którzy szli śladem przyjezdnych wrócił glanton z meksykaninem z oddziału wszyscy dosiedli koni wyjechali gęsiego na ulicę i dotarli do starej drewnianej bramy prowadzącej na dziedziniec dziedziniec był przyprószony śniegiem a
kite kite
inne postanowienie to pewne: nie nazywałby się baggins gdyby było inaczej!zdaje się że mówisz rozumniej niż my wszyscy samie! rzekł aragorn cóż więc zrobimy jeśli się okaże że masz rację?zatrzymamy froda! nie pozwolimy mu iść! krzyknął pippinnie jestem pewien odparł aragorn frodo jest powiernikiem pierścienia
tak rzekł aragorn godzina dawno upłynęła południe się zbliża trzeba froda wołać z powrotemwtej samej chwili wrócił boromir wychynął spomiędzy drzew i nic nie mówiąc zbliżał się do przyjaciół twarz miał posępną i smutną przystanął jakby licząc zebranych a potem siadł opodal wbijając wzrok w ziemięgdzież to byłeś boromirze? spytał aragorn czy może widziałeś froda?boromir zawahał się na
aragorn wpatrując się w twarz boromira przenikliwym i wcale nie pobłażliwym spojrzeniemwszystko odparł boromir nic więcej teraz nie powiemcoś złego się dzieje! krzyknął zrywając się sam nie wiem co ten człowiek nabroił dlaczego pan frodo użył pierścienia? nie powinien tego robić a jeśli włożył pierścień mogło się nie wiedzieć co zdarzyćależ
nawet godzinę temu odparł boromir jakiś czas potem błąkałem się po stokach nie wiem! nie wiem! i kryjąc twarz w dłoniach skulił się jakby przytłoczony zgryzotągodzinę temu zniknął! wrzasnął sam trzeba go szukać co żywo! chodźcie!czekajcie! zawołał aragorn podzielimy
wejdę na szczyt na strażnicę amon hen rozejrzę się co stamtąd widać słuchaj mnie! moje serce dobrze przeczuło że frodo tam właśnie poszedł idź za mną i miej oczy otwarte!pospieszył ścieżką pod górę sam wyciągał nogi jak umiał lecz nie mógł dotrzymać kroku obieżyświatowi toteż wkrótce został w tyle nie trwało długo a już aragorn zniknął mu z oczu sam przystanął
nagle na odwagę postanowił w końcu że pójdzie dalej dokąd? na wschód jak to bez sama? a tak bez nikogo nawet bez wiernego sama to krzywda okrutna krzywda!przetarł pięścią oczy które mu zaszły łzamitrzymaj się samie gamgee! rzekł zbierz myśli do kupy nie mógł przecież pofrunąć przez rzekę ani przeskoczyć wodogrzmotów nie miał z sobą nic ani chybi
uwagi stał wytrzeszczając oczy osłupiały zdumiony jedna z łodzi puściuteńka zsuwała się ku wodzie jakby o własnych siłach sam wrzasnął i dał susa przez trawę łódź już kołysała się na rzecelecę panie frodo! lecę! zawołał sam odbijając się od brzegu i usiłując
patrzał strachwłaź do łodzi chłopcze powiedział frodo chwyć się mojej rękiratunku panie frodo! jęknął sam utopiłem się nie widzę pańskiej rękitutaj tutaj nie szczyp mnie bracie! nie bój się ja cię nie puszczę ubijaj wodę stopami i nie szamocz się tak bo wywrócisz łódkę no tak:
się nie domyślił prawdy co by z panem teraz było?wędrowałbym sobie spokojnie dalejspokojnie! zawołał sam samiuteńki bez mojej pomocy! nie zniósłbym tego nie przeżyłbym!nie przeżyjesz jeśli ze mną pójdziesz samie rzekł frodo a tego ja znów znieść nie
drogę muszę odejść natychmiast nie ma wyboruracja odparł sam ale nie puszczę pana samego albo obaj pójdziemy albo obaj zostaniemy dziury we wszystkich łodziach powywiercam a pana samiuteńkiego nie puszczęfrodo wreszcie się roześmiał zrobiło mu się nagle ciepło i
pewnie stąd ruszymypomknął do obozowiska i ze stosu który frodo ułożył wyładowując z łodzi bagaż towarzyszy wyciągnął swój worek złapał dodatkowy koc i kilka paczek żywności na zapas po czym pędem wrócił do swego panaa więc cały mój plan spalił na panewce! – rzekł frodo – nie sposób uciec przed tobą! ale rad jestem samie nie umiem ci powiedzieć jak bardzo
>>214781529Bo tak jest?
gandalf urwał jakby czegoś nasłuchując frodo uświadomił sobie że w domu i w ogrodzie jest niezwykle cicho gandalf przyczaił się przy oknie znienacka jednym susem skoczył naprzód i długą ręką sięgnął na zewnątrz pod parapet rozległ się pisk i ukazała się kędzierzawa głowa sama gamgee którego czarodziej ciągnął w górę za uchona moją brodę! rzekł gandalf a więc to sam gamgee? coś ty tutaj robił?słowo daję panie
gandalfie! odparł sam nic nie robiłem! właśnie trawę przycinałem pod oknem o widzi pan! i na dowód podniósł z ziemi nożycenie surowo rzekł gandalf od dłuższego już czasu nie słyszałem szczęku twoich nożyc od jak dawna strzygłeś uszami?nie uszami tylko trawę strzygłem za
przeproszeniem pańskimnie udawaj durnia mów coś słyszał i dlaczego podsłuchiwałeś? oczy gandalfa ciskały płomienie brwi zjeżyły się jak szczotkipanie frodo! krzyknął sam drżąc cały niech mnie pan broni! niech pan nie pozwoli żeby on mnie przemienił w jakiego cudaka! mój stary tatuś nie przeżyłby tego! słowo daję że nie
miałem nic złego na myśli!gandalf nie zrobi ci krzywdy rzekł frodo z trudem powstrzymując się od śmiechu jakkolwiek sam był też zaskoczony i trochę zbity z tropu wie równie dobrze jak ja że nie miałeś z pewnością złych zamiarów ale teraz uspokój się i dopowiadaj uczciwie na pytaniaano proszę pana rzekł sam dygocąc z lekka słyszałem różne rzeczy których ani w ząb nie zrozumiałem o jakimś nieprzyjacielu i o
pierścieniach i o panu bilbo i o smokach i o górze ognistej i o elfach proszę pana! a słuchałem dlatego że nie mogłem się oderwać pan chyba wie jak to bywa okropnie lubię takie historie i wierzę w nie święcie niech sobie ted gada co chce najbardziej mi o te elfy chodzi tak bym je chciał zobaczyć! czy nie mógłby mnie pan zabrać z sobą i poznajomić z elfami panie frodo?gandalf wybuchnął śmiechemchodź
no tutaj! krzyknął i chwyciwszy oburącz zdumionego sama wciągnął go przez okno razem z nożycami źdźbłami obciętej trawy i całą osobą do pokoju i postawił na posadzce zabrać cię do elfów co? rzekł wpatrując się pilnie w oczy chłopaka lecz już z
uśmiechem na wargach więc słyszałeś że pan frodo wybiera się w drogę?tak proszę pana i dlatego się zachłysnąłem a wtedy pan mnie usłyszał starałem się powstrzymać ale wyrwało mi się bo okropnie się zmartwiłemnie ma innej rady ze smutkiem powiedział frodo nagle uświadomił sobie że ucieczka z shire’u oznacza wiele bolesnych rozstań a nie tylko pożegnanie z wygodnym własnym domem w bag end muszę iść w świat ale
spojrzał uważnie na sama jeżeli naprawdę jesteś do mnie przywiązany dotrzymasz sekretu rozumiesz? bo inaczej gdybyś chociaż słowo pisnął z tego co tu podsłuchałeś gandalf pewnie by cię zmienił w nakrapianą ropuchę a do ogrodu napuściłby mnóstwo wężysam drżąc padł na kolanawstawaj! rzekł gandalf wymyśliłem dla ciebie coś lepszego
coś co ci zamknie usta a zarazem ukarze za podsłuchiwanie pójdziesz razem z panem frodoja? pójdę? wrzasnął sam i zaczął skakać jak pies kiedy się go zaprasza na spacer zobaczę elfy i wszystko! hura!i sam rozpłakał się z radościrozdział 3trzech to już
kompaniapowinieneś wyruszyć cichcem i powinieneś wyruszyć wkrótce rzekł gandalf minęło bowiem parę tygodni a frodo wcale nie objawiał gotowości do podróżywiem ale trudno spełnić jednocześnie oba te warunki odparł frodo jeżeli zniknę jak bilbo wieść o tym
rozniesie się w mgnieniu oka po całym krajuoczywiście że nie możesz tak zniknąć powiedział gandalf to by wcale nie było dobrze powiedziałem: wkrótce nie: natychmiast jeżeli nie możesz znaleźć jakiegoś sposobu żeby się wymknąć po cichu tak żeby nie zwrócić powszechnej uwagi to lepiej już z dwojga złego odwlec trochę wyjazd ale nie marudź zbyt długomoże by tak poczekać do jesieni albo
do naszych urodzin? spytał frodo myślę że do tego czasu jakoś bym to mógł urządzićprawdę mówiąc teraz gdy trzeba już było wprowadzić zamiar w czyn frodo z wielką niechęcią myślał o podróży bag end nigdy w ciągu tych wszystkich lat nie wydawało mu się tak miłą siedzibą chciał też nacieszyć się w pełni ostatnim latem spędzonym w shire wiedział że z nadejściem jesieni bodaj połowa jego serca chętnie skłoni się do myśli o wędrówce jak zwykle o
tej porze roku w duchu już postanowił sobie opuścić dom w dzień swoich pięćdziesiątych a bilba sto dwudziestych ósmych urodzin ten dzień zdawał mu się najodpowiedniejszy do rozpoczęcia przygody i wstąpienia w ślady wuja myśl o odszukaniu bilba
zaprzątała go najżywiej i osładzała gorycz wyjazdu o pierścieniu i o tym dokąd pierścień może go zaprowadzić starał się myśleć jak najmniej nie wszystkie te myśli zwierzał gandalfowi trudno byłoby powiedzieć ile z nich czarodziej odgadywał przyglądał się frodowi z uśmiechemzgoda rzekł sądzę że to dobry pomysł ale dłużej nie zwlekaj zaczynam się niepokoić poważnie tymczasem bądź
uważnie gościniec przed sobą i za sobą nie było widać nigdzie żywego ducha szybko sprowadził hobbitów w dół ku leśnej dolinienie znając okolicy domyślali się jednak że przewodnik zamierza najpierw kierować się w stronę archet potem
ostrożny i nikomu ani słówkiem nie wspomnij dokąd się wybierasz przypilnuj też żeby sam gamgee nic nie wypaplał bo inaczej musiałbym go naprawdę zamienić w ropuchęchoćbym chciał nie mogę się wygadać dokąd się wybieram rzekł frodo bo sam jak dotąd nic pewnego nie wiemnie mów głupstw odparł gandalf nie przestrzegam cię
żebyś nie zostawiał adresu w urzędzie pocztowym ale nikt nie powinien wiedzieć że opuszczasz shire dopóki nie będziesz stąd daleko a wędrować czy przynajmniej wyruszyć musisz na północ południe zachód czy wschód nikomu nie zdradzając celu podróżytak byłem pochłonięty myślą o rozstaniu z domem i o rozłące z przyjaciółmi że nawet nie zastanawiałem się nad kierunkiem podróży rzekł frodo dokąd bowiem iść? czym się kierować?
czego właściwie szukać? bilbo ruszał po skarb wybierał się tam i z powrotem ale ja mam skarb zgubić i wcale nie wracać przynajmniej nie widzę tej możliwości przed sobąniezbyt daleko przed siebie umiesz sięgnąć wzrokiem powiedział gandalf podobnie zresztą jak ja może sam będziesz musiał odnaleźć szczeliny zagłady a może ktoś inny przejmie od ciebie to zadanie nie wiem w każdym razie nie jesteś jeszcze gotów do dalekiej podróżynie jestem
jednak skręcić w prawo i obejść wieś od wschodu aby dalej możliwie na wprost przebyć dziką krainę dzielącą ich od wichrowego czuba tym sposobem – o ile by się plan udał – oszczędziliby sobie sporo drogi bo gościniec robił wielką pętlę okrążając od
potwierdził frodo ale jaki kurs powinienem wziąć na początek?steruj przeciw niebezpieczeństwu nie za pochopnie jednak i nie najprostszą drogą odparł czarodziej jeżeli chcesz usłuchać mojej rady idź do rivendell podróż tam nie powinna być zbyt niebezpieczna jakkolwiek droga jest teraz trudniejsza niż dawniej a pod jesień pogorszy się jeszczerivendell! rzekł frodo doskonale! ruszę więc na wschód i będę zdążał do rivendell
wezmę z sobą sama w odwiedziny do elfów chłopak oszaleje z radościmówił to lekkim tonem lecz serce drgnęło mu w piersi i zapragnął zobaczyć dom elronda półelfa odetchnąć powietrzem głębokiej doliny w której dotychczas mieszkało w spokoju mnóstwo elfówpewnego letniego wieczora zdumiewająca wieść dotarła „pod bluszcz” i „pod zielonego
smoka” zapomniano o olbrzymach i wszystkich złowieszczych znakach na pograniczu wobec sprawy o wiele donioślejszej: pan frodo sprzedaje czy nawet już sprzedał bag end i to komu? bagginsom z sackville!wziął ładny grosz mówili jedniza bezcen oddał powiadali inni jakżeby inaczej skoro to pani lobelia dobijała targu (otho zmarł jakiś czas przedtem w dojrzałym lecz niezbyt sędziwym wieku stu dwóch lat) jeszcze więcej niż o
cenie rozprawiano o przyczynach które mogły skłonić pana froda do sprzedaży pięknej norki ten i ów opierając się na pewnych napomknieniach i minach pana bagginsa twierdził że frodo wyczerpał zasoby pieniężne; opuszczał hobbiton żeby osiąść w bucklandzie wśród swoich krewnych brandybucków i żyć
odtąd skromnie z sumy uzyskanej za bag endbyle jak najdalej od bagginsów z sackville dodawali niektórzy lecz przekonanie o niewyczerpanych bogactwach bagginsów z bag end tak było zakorzenione że większość nie mogła uwierzyć w taki powód decyzji froda i snuła inne mniej lub bardziej nieprawdopodobne domysły z własnej fantazji; przeważnie dopatrywano się jakiejś tajemnej i nie wykrytej dotychczas intrygi
południa komarowe bagnisko co prawda musieliby wówczas przebyć moczary które obieżyświat opisał im wcale nie zachęcającotymczasem wszakże marsz nie był przykry a nawet gdyby nie groźne przeżycia poprzedniej nocy można by ten etap uznać za najmilszy z całej dotychczasowej podróży słońce świeciło jasno ale nie doskwierało upałem lasy w dolinie jeszcze
no way its a real language
gandalfa jakkolwiek czarodziej siedział cicho i nie wychodził za dnia z norki wszyscy wiedzieli że „przyczaił się w bag end” ale czy ta przeprowadzka naprawdę dogadzała zamiarom czarodzieja czy nie jedno było pewne: frodo baggins postanowił wrócić do bucklandutak wyprowadzam się tej jesieni mówił merry brandybuck szuka tam dla mnie jakiejś
nie straciły liści i mieniły się kolorami a wydawały się spokojne i tchnące zdrowiem obieżyświat bez wahania wybierał drogę sami hobbici na pewno zabłąkaliby się wkrótce wśród bocznych krzyżujących się ścieżek przewodnik kluczył umyślnie żeby zmylić pościgbill ferny niechybnie śledził w którym miejscu
opuściliśmy gościniec – rzekł – nie myślę jednak by szedł za nami zna wprawdzie nieźle okolicę ale wie że nie może się ze mną mierzyć w lesie boję się tylko tego że tamtym powie o nas bo tamci chyba są niedaleko jeżeli uwierzą że idziemy do archet tym lepiej dla nasmoże dzięki
wałęsały się niekiedy trolle z północnych dolin gór mglistych tylko gościńcem wędrował ktoś czasem najczęściej krasnoludy które miały własne sprawy a dla obcych skąpe były w słowa i nieskore do pomocynie wiem co zrobić żeby nam prowiantu starczyło do końca – rzekł frodo – ostatnimi dniami oszczędzaliśmy bardzo
grubas bolger nie próżnował kiedy spostrzegł czarne cienie sunące przez ogród zrozumiał od razu że musi umknąć przed nimi albo zginie umknął więc przez tylne drzwiczki a potem ogrodem i polem biegł milę z okładem nim dotarł do najbliższego domu i tam padł na progunie nie nie! – krzyczał – nie to nie ja! ja go nie mam!długa chwila upłynęła nim
dzisiejszej kolacji też nikt ucztą by nie nazwał a mimo to zużyliśmy już więcej zapasów niż należało jeśli pozostały nam skromnie licząc dwa tygodnie marszuna pustkowiu można znaleźć pożywienie – odparł obieżyświat – jagody korzenie zioła w razie potrzeby umiem też coś upolować póki zima nie nadciągnie głodu się nie lękajcie tylko że zbieranie żywności
i łowy zajmują dużo czasu i dodają trudów a my musimy się spieszyć zaciśnijcie więc pasów a pocieszajcie się nadzieją na zastawione stoły w domu elrondaz zapadnięciem mroku zrobiło się jeszcze zimniej wyglądając nad krawędzią kotlinki hobbici nie widzieli nic prócz szarego krajobrazu szybko zanurzającego się w ciemność na niebo znów rozpogodzone z wolna wypływały gwiazdy frodo i jego przyjaciele kulili się przy ognisku
otuleni we wszystkie ciepłe rzeczy i koce jakie zdołali pozbierać tylko obieżyświat zadowolił się jednym płaszczem i siadł nieco na uboczu ćmiąc w zadumie fajkę kiedy zapadła noc ognisko zaś rozpaliło się żywym blaskiem zaczął hobbitom opowiadać różne historie by oderwać ich myśli od niebezpieczeństw znał wiele starych opowieści i legend o elfach i o ludziach o szlachetnych i nikczemnych czynach z dawnych dni słuchając
trzeciego dnia od opuszczenia bree wyszli z zalesia od miejsca w którym skręcili z gościńca teren wciąż opadał a teraz znaleźli się na rozległej płaszczyźnie gdzie czekały ich większe trudności byli już daleko za granicami bree na bezdrożach dzikiej
hobbici zastanawiali się ile też lat może mieć obieżyświat i gdzie nauczył się tego wszystkiegoopowiedz nam o gil-galadzie – odezwał się niespodzianie merry gdy przewodnik skończył historię o królestwach elfów – czy znasz więcej zwrotek tej starej ballady o której nam wspominałeś?owszem znam – odparł obieżyświat – frodo zna ją także bo ta historia wiąże się
brandybuckowie grali na rogu pobudkę alarmową którą ostatni raz słyszano tutaj sto lat temu kiedy to w srogą zimę białe wilki przeszły granicę po zamarzniętej brandywiniepobudka! pobudka!z daleka odezwały się w odpowiedzi inne rogi alarm się szerzył czarne postacie wybiegły z domu jedna z nich w pędzie upuściła na
z naszą sprawąmerry i pippin spojrzeli na froda zapatrzonego w ogieńwiem tylko to co mi gandalf powiedział – rzekł frodo z namysłem – gil-galad był ostatnim wielkim królem elfów w śródziemiu gil-galad znaczy w języku elfów „światłość gwiazd” wraz z elendilem przyjacielem elfów wybrał się on do krainynie! – przerwał mu obieżyświat – tego nie trzeba opowiadać dzisiejszej nocy kiedy słudzy nieprzyjaciela są
tuż jeżeli uda nam się dotrzeć do dworu elronda usłyszycie tam całą historię bez przemilczeńw takim razie opowiedz coś innego o dawnych dziejach – prosił sam – mów o elfach sprzed zmierzchu ich królestwa bardzo bardzo bym chciał słuchać historii o elfach noc taka straszna tutaj!opowiem wam o tinuviel – rzekł obieżyświat – opowiem w skrócie bo to długa historia i końca jej nikt nie zna prócz
elronda nikt też dziś nie pamięta dokładnie jak ją ongi opowiadano piękna historia chociaż smutna jak wszystkie legendy śródziemia a przecież może pokrzepić wasze sercachwilę milczał a potem zamiast mówić zaczął z cicha śpiewać:zielone liście zieleń trawwysoki jasny szalej –a na polance światło gwiazdna tle cienistych alej
bardziej niebezpieczny moczary były zwodnicze i zdradzieckie nawet strażnik nie znał wśród zmiennych trzęsawisk stałej ścieżki i musiał jej za każdym razem szukać wędrowców zaczęły nękać muchy w powietrzu zaroiło się od chmar drobniutkich
tinuviel wiedzie tutaj tan(ton fletni – słyszysz – bliski)a w jej włosach światło gwiazdi w sukni gwiezdne błyskizziębnięty beren przyszedł z górwędrował wciąż pod liśćmi –aż ujrzał rzeki elfów brzegi rzekł: gdzież dalej iść mi?i spojrzał na szaleju liść:na płaszczu złoto słońcai fala włosów niby cieńza głową szła – tańczącazmęczonym stopom jakiż lek!wędrówek dość bez końca!więc ruszył naprzód poprzez bórchwytając blask
stronę północnej bramy niech sobie pohałasują małe hobbity! sauron zajmie się nimi później jeźdźcy mieli na razie inne zadanie: wiedzieli już że dom w ustroni jest pusty że pierścień wywieziono gdzieś dalej stratowali wartę przy bramie i opuścili granicę shire’unoc jeszcze była wczesna gdy frodo ocknął się
miesiącaa ją przez elfów mroczny lastańcząca stopa niesie –a on samotny tak jak wprzódw milczącym błądzi lesiea czasem słyszy szelest stópwśród liści lip leciutki –a czasem jak z podziemnych grotmelodii cichej nutkiszaleju liść już dawno zwiądła z bukowego drzewaczerwone liście lecą w krągi zimny wiatr
je zwiewaszukał jej wszędzie szukał wciążgdzie leżał liść pokotemgdy w mroźnym niebie księżyc lśniłi gwiazdy przy nim złotew miesięcznym blasku lśnił jej płaszczgdy na pagórku w dalitańczyła mając u swych stópsrebrzystą mgłę z opaliminęła zima – ona znówswą piosnką budzi wiosnęjak topniejącej wody szumi tryle z nieb radosneu stóp jej – patrz – rozkwita kwiatjuż
beren urzeczonyz nią tańczyć chciałby pośród trawi z kwiatów pleść koronyi znów uciekła – beren w głos„tinuviel – wołał – miła”myślała że to może elfwięc główkę odwróciłaten głos snadź rzucił na nią czar –stanęła urzeczonai
karkspędzili bardzo niemiły dzień w pustej brzydkiej okolicy obóz rozbili na miejscu podmokłym zimnym niewygodnym a dokuczliwe owady nie dały im oka zmrużyć w trzcinach i trawach gnieździły się jakieś szkaradne stworzenia sądząc z głosów gorsza odmiana świerszczy były ich tysiące a ćwierkały: „skręć-kark skręć-kark” niezmordowanie przez całą
wtedy spełnił się jej losgdy padła mu w ramionaa gdy w jej oczu spojrzał tońjak na niebieskim łanieoczarowany ujrzał gwiazdsrebrzyste migotanietinuviel najpiękniejsza wśródodwiecznych elfów grona –zarzuca nań swych włosów sieći srebrne swe ramionadaleką drogę dał im loswśród mroźnych gór kamieniprzez mrok podziemnych głuchych groti lasy pełne cienidzieliły ich obszary mórzlecz w końcu się spotkalii
hobbitów obieżyświat zaprowadził ich zaraz do sypialni na jej widok uświadomili sobie jak dobrze zrobili słuchając rady tego przewodnika: wyłamane okna trzaskały na wietrze firanki łopotały łóżka były w straszliwym nieładzie a wałki rozdarte poniewierały się na ziemi; z brązowej wełnianej wycieraczki zostały tylko strzępyobieżyświat natychmiast pobiegł po gospodarza nieborak pan butterbur miał minę zaspaną i przerażoną nie zmrużył oka przez
dawno zmarli tylko pieśńpobrzmiewa w lesie dalejwestchnął i dopiero po długiej chwili powiedział:to jest pieśń na modłę zwaną przez elfów ann-thennath ale trudno ją przetłumaczyć na wspólną mowę słyszeliście ledwo nieudolne echo prawdziwej pieśni opowiada ona o
spotkaniu berena syna barahira z luthien tinuviel beren był śmiertelnym człowiekiem luthien natomiast córką thingola króla wszystkich elfów śródziemia za czasów młodości naszego globu świat nie zrodził nigdy piękniejszej dziewczyny niż luthien jej uroda jaśniała jak
gwiazda nad mglistymi krajami północy a z twarzy bił blask w owych czasach wielki nieprzyjaciel którego sługą tylko był sauron z mordoru mieszkał w angband na północy; elfy z zachodu wracając do śródziemia wypowiedziały mu wojnę chcąc odzyskać zagrabione ongi silmarile praojcowie ludzi pomagali elfom ale nieprzyjaciel zwyciężył barahir poległ
noc doprowadzając hobbitów niemal do szaleństwanastępny dzień – czwarty – nie przyniósł większej poprawy a nocleg równie jak poprzedni nie dał wędrowcom odpoczynku „skręcikarki” – jak je przezwał sam – wprawdzie zostały za nimi ale komary prześladowały ich dalejfrodo leżał zmęczony lecz niezdolny oka zmrużyć gdy nagle wydało mu się że w oddali na wschodzie niebo rozświetla się dziwnie; światło
beren zaś uniknąwszy wielkich niebezpieczeństw przybył przez góry zgrozy do tajemnego królestwa thingola w lasach neldoreth tu ujrzał luthien tańczącą i śpiewającą na polanie nad zaczarowaną rzeką esgalduną nazwał dziewczynę tinuviel a to znaczy w starożytnym
również wszystkie wierzchowce jakie były w gospodzienowina przygnębiła froda jakże mogli liczyć że na własnych nogach dostaną się do rivendell ścigani przez nieprzyjaciół na koniach? równie dobrze mogliby się wybierać na księżyc obieżyświat długą chwilę milczał
jezyku: słowik potem musiał walczyć z wielu przeszkodami i długo trwała rozłąka tych dwojga tinuviel ocaliła berena z lochów saurona razem przeżyli mnóstwo niebezpieczeństw a nawet strącili wielkiego nieprzyjaciela z tronu i z jego żelaznej korony wyjęli jeden z trzech silmarilów – które były najcenniejszymi klejnotami świata – na dar ślubny dla króla thingola od córki w końcu jednak wilk
przybyły od bram angbandu zabił berena; umarł on w objęciach swojej tinuviel ona dobrowolnie wybrała los śmiertelnych zgodziła się umrzeć dla świata żeby pójść za ukochanym pieśń mówi że spotkali się znów za morzem rozłąki i na krótko wrócili żywi do zielonych lasów a potem razem przeszli granice ziemskie tak się stało że spośród wszystkich elfów jedna jedyna luthien
tinuviel umarła i opuściła świat a elfy straciły tę którą najbardziej kochały ale jej potomstwo zapoczątkowało dynastię władców – elfów panujących wśród ludzi po dziś dzień żyją prawnuki luthien i powiedziane jest że ród jej nigdy
błysnęło i zgasło kilka razy nie mógł to być blask świtu bo do rana było jeszcze dalekoco to za światło? – spytał obieżyświata który podniósł się i stał wpatrzony w nocnie wiem – odparł tamten – za daleko żeby cos rozeznać wygląda jak błyskawica strzelająca ze szczytu pagórkafrodo położył się znów ale przez długą chwile widział jeszcze białe rozbłyski a na ich tle wysoką czarną sylwetkę obieżyświata nasłuchującego czujnie
nie wygaśnie z tego rodu wywodzi się elrond pan na rivendell albowiem ze związku berena i luthien urodził się dior spadkobierca thingola dior zaś spłodził elwingę białą która zaślubiła earendlila; on to pożeglował spośród mgieł świata na morza niebios mając klejnot silmaril na czole od earendila pochodzą królowie numenoru czyli westernesseobieżyświat mówił a hobbici siedzieli wpatrzeni w jego niezwykłą ożywioną twarz oświetloną czerwonym
zrobić? – zwrócił się frodo do gospodarza – czy nie znalazłoby sięwe wsi pary lub chociaż jednego kuca żeby załadować bagaż? nie moglibyśmy ich najmować ale kupilibyśmy – dodał niepewnie bo nie wiedział czy mu starczy pieniędzywątpię – odparł strapiony pan butterbur – tych kilka kucyków nadających się pod wierzch jakie bree posiada stało w mojej stajni; te
odblaskiem ognia oczy mu błyszczały głos dźwięczał pieknie i poważnie nad głową miał czarne roziskrzone od gwiazd niebo nagle mdła poświata ukazała się nad koroną wichrowego czuba księżyc z wolna wspinał się nad wzgórze w którego cieniu kryli się dotąd podróżni a gwiazdy nad szczytem zbladłyopowieść była skończona hobbici
poruszyli się przeciągnęli kościpatrzcie – rzekł merry – księżyc już wysoko musi być późna godzinawszyscy spojrzeli w górę i w tej samej chwili zobaczyli na szczycie jakiś kształt drobny i czarny zarysowujący się w księżycowym blasku może zresztą był to
wśród ciszy wreszcie hobbit zapadł w niespokojny senpiątego dnia po krótkim marszu wydostali się w końcu spośród rozlewisk sitowia i bagien teren przed nimi znów zaczął się wznosić na horyzoncie u wschodu dostrzegli pasmo wzgórz jedno z nich odosobnione w prawym końcu łańcucha górowało nad innymi jego wierzchołek miał kształt
spłaszczonego nieco stożkato wichrowy czub – powiedział obieżyświat – stary gościniec który zostawiliśmy daleko po prawej ręce omija szczyt od południa i przebiega nie opodal jego podnóży jeżeli pójdziemy na wprost będziemy chyba jutro w południe na miejscu sądzę że trzeba się o to postaraćco masz na myśli? – spytał frodo
to że wcale nie jestem pewien co zastaniemy góra leży trochę za blisko gościńcaale przecież mamy nadzieję spotkać się tam z gandalfem?owszem lecz to słaba nadzieja nawet jeżeli gandalf rzeczywiście wędrował tym szlakiem mógł ominąć bree a w takim razie nic nie wie o nas zresztą byłby to wyjątkowy przypadek gdybyśmy się właśnie w tym miejscu zeszli jednocześnie; bardziej prawdopodobne że
się rozminiemy ani dla niego ani dla nas nie byłoby bezpiecznie czekać wzajem na siebie zbyt długo jeźdźcy jeżeli im się nie uda zdybać nas na pustkowiu zapewne także skierują się na wichrowy czub ze szczytu jest rozległy widok na wszystkie strony kto wie czy mnóstwo tutejszych ptaków i zwierząt nie widzi nas stamtąd w tej chwili a nie wszystkie ptaki zasługują na
spytał frodomyślę – z namysłem jakby niepewnie odparł przewodnik – że najlepiej będzie iść możliwie najprostszą drogą ku wschodowi żeby dotrzeć do wzgórz ale nie wprost na wichrowy czub znam tam ścieżkę biegnącą u podnóży łańcucha zaprowadzi nas ona na czub od północy mniej otwartym stokiem no a potem zastanowimy się co dalej robićprzez cały dzień brnęli naprzód póki nie zapadł wczesny zimny wieczór grunt tu już był
suchszy i mniej zarośnięty ale mgły i opary zalegały nad bagniskami które wędrowcy mieli za sobą niekiedy odzywał się piskliwie i żałośnie jakiś smutny ptak lecz gdy czerwona tarcza słońca z wolna skryła się w cieniu zachodu cały
dzień ciemno już było gdy wreszcie zatrzymali się i rozbili obóz nad strumieniem pod skarlałą olchą na tle mrocznego nieba majaczyły im już nagie bezdrzewne zbocza wzgórz tej nocy wystawili przy obozowisku wartę a przewodnik chyba wcale się nie kładł